10 Naqariona (Lutego) 1376 roku
Wioska Doftot, kanton talkensburdzki, Ostwald
Może to właśnie jakaś dziwna aura wsi Doftot powodowała, że wszystko, co się w niej działo, zdawało się być przesiąknięte chaosem i nieporządkiem. Jednakże, mimo owego zamieszania i braku przekazywania sobie informacji potrzebnych do uzyskania pełni obrazu, udało się przetrwać burzliwe wydarzenia pod Wielką Latarnią, Antycudem w Ostwaldzie.
Bohaterowie tej opowieści przybyli w trzech osobnych grupach, mając też odmienne cele i priorytety. Deidre Vasilescu, jako jedyna będąca obecna we wsi od dłuższego czasu, spotkała się z sołtysem, Hugonem van Mondem*, wraz z Vuyseymusem, Ithildinem oraz Margaret na obchodach święta ku czci Morskiego Talona, wyznawanego w tym regionie (na podobieństwo kultu Małej Vanthii). Wszyscy dostali szczególne zaproszenie. Nadto, do wsi udały się dwie grupy inkwizytorskie z Talkensburga, wsparte wynajętymi w pośpiechu najemnikami; pierwsza, pod dowództwem Wilhelma Gassa, składała się z Esnu, Zorum, Almy Adler, Lyall Ceorah, Ardena Nan`Danlana, Gaela Meinna, Ustraha oraz Katii Bellot, a jej zadaniem było dowiedzieć się, dlaczego dowódca zakonnej placówki, Fryderyk Schäfer*, zerwał kontakt listowny z komandorią w stolicy. Druga, mniejsza, dowodzona była przez Oysteina Kramera, wspieranego przez Legalta Wachtera, Larinę Deargadh i Wolmirę Sefires, i miała na celu dowiedzieć się jak najwięcej o wspomnianym już sołtysie i browarniku, Hugonie*.
Poczynając opowieść od tej pierwszej grupy, która spotkała się z van Mondem w lesie Gruenesmeer — przy tej okazji miała ona okazję osobiście zaobserwować specyfikę święta ku czci Morskiego Talona, którego wyznawano w okolicy Wielkiej Latarni, szczególnie we wsiach Reidorf, Schwimmbad oraz Bruderdorf. Zdawało się, że za sprawą wpływów Hugona Doftot było wolne od tejże wiary. Szybko w miejsce obchodów dotarła też druga, mniejsza grupa inkwizytorska pod przewodnictwem Oysteina Kramera. Wymiana zdań z miejscowymi pozwoliła zorientować się w tutejszych obyczajach, w tym zaobserwować pewien rytualizm dla samych obrzędów w planowanych ceremoniach, co bardziej doświadczonym zasugerowało wpływ domeny Karmaka. Czy nie było to jednak zbyt pochopne skojarzenie? Wkrótce okazało się, że wręcz przeciwnie, a grupy połączyły owe fakty zbyt wolno. Szczególnie że Larina oraz Wolmira znalazły ołtarz, gdzie najpewniej złożono w ofierze niezidentyfikowanego do teraz człowieka.
Niepokojąca była też prywatna wymiana zdań między Vuyseymusem oraz Hugonem*, gdy ten pierwszy, jako druid, zauważył, iż zwierzęta boją się sołtysa. Lokalny przywódca podkreślił zarazem, że są świadkami korupcji, upadku Zakonu Inkwizycji i oddawania czci demonom — z czym van Mond starał się, wedle własnych deklaracji, walczyć. Tylko czemu odnosiło się wrażenie, że chaos i rosnące nieporozumienia go cieszyły zamiast drażnić?
Jesteście jak dzieci stąpające we mgle. Zbyt przerażone, by zrobić choćby krok w nieznane bez potrzeby zadawania tysiąca zbędnych pytań. Stajecie w ciemności, otoczeni mackami cieni, a jedyne, czego się boicie, to światła, które wskazuje wam kierunek.
Tymczasem główna grupa Zakonu dotarła do Doftot, po drodze wdając się w małą sprzeczkę z wchodzącymi w skład grupy elfami (Lyall oraz Ardenem), co zaowocowało potem rozbiciem grupy. Na miejscu najpierw wplątała się w małą awanturę z podległymi oberstowi Aaronowi Beckerowi żołnierzami talkensburdzkimi, czym pogorszyła sobie sytuację startową, szczególnie bacząc na niechęć Gassa względem Hugona… i vice versa. Późniejsze rozmowy, zarówno z tymże, jak i z Fryderykiem Schäferem, nie tylko zaogniły sytuację, ale i doprowadziły do dezinformacji oraz chaosu. Brak wymiany informacji oraz brak dyscypliny spowodowały, że kolejne działania były serią nieskutecznych, niewiele przybliżających do sukcesu kroków.
Istotne jest również to, że podczas rozbijania obozowiska przez wspomnianą grupę udało się skonfrontować się z niejakim Vincentem*, który przedstawił się jako lokalny kupiec. Szybko jednak okazało się, że był to Vesco, dawny kochanek Dian* (patrz wieść: Akt I: Narodziny cieni), uczeń Isilynor*, żywo zainteresowany archeologicznymi znaleziskami przy Latarni, wskazującymi, że miejsce to zamieszkiwano być może jeszcze na wieki przed stworzeniem ludzkości — co okazywałoby się niezgodne z posiadaną aktualnie wiedzą na temat Fallathanu.
Najważniejsze jednak, że wkrótce wszystkie trzy grupy spotkały się w Doftot, co oczywiście doprowadziło do dalszych kłótni. Kluczowym wydawało się wyznanie Hugona, że zdaje on sobie sprawę z upadku moralnego i zdrady Inkwizytora Fryderyka — wskazał zarazem dowód w postaci pamiętnika Czarnego Płaszcza. Konfrontacja z Schäferem oraz zeznania jego podkomendnej, Anny Dubois, wskazywały na to, że sołtys powiedział prawdę — choć nie sprawiło to, by zaufano bardziej browarnikowi. Dowódcę placówki aresztowano i choć kazano go przesłuchać, nikt nie podjął się tego zadania, co było stanowczym błędem, albowiem za późno grupy uzyskały od niego informacje, które mogły okazać się kluczowe dla powodzenia misji.
Zarazem jednak, ostrzeżeni zarówno słowami Fryderyka, jak i dzięki wyczuciu magii, niemal wszyscy udali się ku Wielkiej Latarni, bojąc się, że to z tamtej strony przyjdzie zagrożenie — co nie do końca okazało się prawdą. Wtedy też wycofali się Oystein Kramer oraz Margaret, a ich motywacje pozostały w tej kwestii nieznane.
Fryderyk Schäfer wielokrotnie opowiadał o rytuale, który podobno miał przynieść mu oświecenie, i wydawałoby się, że był odpowiedzią na wiele pytań dotyczących aktualnych wydarzeń w Doftot. Powiadał, że odprawiając go na szczycie Latarni, doznał wizji, w której rozmawiał z najwyższym bogiem, Przedwiecznym — ten zaś zdradził mu, że rzeczywistość, doktryna i historia przesiąknięte są kłamstwami, które mają doprowadzić do upadku ludzkości. Choć wszyscy uznali go za szalonego, spotkano się z dwoma osobami, które również potwierdzały, że rytuał ten jest kluczem do poznania prawdy — zrobił to zarówno Hugon, jak i czekająca na przybyszów pod Latarnią wiedźma Isilynor, poszukiwana przez Inkwizycję od czasów pierwszej wizyty Wilhelma Gassa w Doftot. Ostatecznie, mimo wielu wątpliwości, kilku magów zdecydowało się podjąć próby odprawienia rytuału: na szczyt wieży weszli Lyall, Vuyseymus, wspomniana Isilynor oraz dwie osoby, które nie posiadały talentu magicznego — Anna Dubois oraz Alma Adler. Druga z nich pomogła w rzuceniu zaklęcia i zaskakująco dobrze sobie z tym zadaniem poradziła.
Znaczenie Latarni zostało potwierdzone w dwojaki sposób. Z każdą chwilą anomalie magiczne nasilały się dookoła centrum, jakim była zrujnowana budowla; uderzały w nią pioruny podczas potężnej burzy, a okoliczne cegły i kamienie samoistnie unosiły się w powietrze z pomocą tajemniczej siły. Kiedy z morza zaczęły wychodzić hordy utopców, kierując się w stronę Antycudu, nikt już nie mógł mieć wątpliwości, że to on był sercem lokalnych problemów.
Stworów, które wynurzyły się z morza oraz wyszły z lasu Gruenesmeer, było realnie mrowie. Początkowa fala bez trudu została odparta, niemniej szybko dla obrońców stało się jasne, że porażka to tylko kwestia czasu. Wzgórza broniła duża grupa osób: Legalt, Lar, Ithildin, Esnu, Zorum, Wolmira, Gael, Ustrah, Katia, Wilhelm oraz halabardnicy Aarona Beckera. Mimo liczebności i zarazem elitarności wielu z nich potworów było zwyczajnie za dużo. Szczególnie że w pewnym momencie Fryderyk wyrwał się i nie tylko postrzelił Gassa, ale i stawiał opór pozostałym, siejąc zamieszanie w samym sercu grupy obrońców. Dodatkowo magia odmówiła posłuszeństwa Ithildinowi i niemal wyłączyła go ze starcia. Kto wie, jak potoczyłaby się walka, gdyby nie to, że magowie odprawiający rytuał na szczycie Latarni zrobili to ostatecznie wyjątkowo skutecznie.
Tam jednak też nie obyło bez problemów — w pewnym momencie czarodziejka Lyall zaniepokoiła się zachowaniem i niekonwencjonalnym sposobem czarowania wiedźmy Isilynor, która podczas rytuału używała swojej własnej krwi. Lyall postanowiła unieruchomić ją zaklęciem, na co czarownica chciała odpowiedzieć kontratakiem — nie zdążyła jednak. Anna Dubois, widząc, co się dzieje, zastrzeliła znachorkę na miejscu, powodując w ten sposób zamieszanie i konflikt.
Mimo wszystko jednak dokończono rytuał, a czas jakby stanął w miejscu.
Jedynymi osobami, które zostały w wiosce podczas zamieszania pod Latarnią, były Deidre oraz Arden. Efekt rytuału ich nie dotknął. Pierwsza doprowadziła do Doftot Dian oraz Vesco, nie chcąc, by podczas walk stała im się krzywda. Drugi zaś został zwolniony ze służby przez Gassa, w wyniku czego skupił swoją uwagę na Hugonie oraz na dziwnej rozmowie, którą poprowadzili. Zdawałoby się, że z jakiegoś powodu ten zdecydował się zdradzić Elfowi więcej informacji niż pozostałym — czy jednak mówił prawdę, czy kłamał? Starzy bogowie toczący wojnę, która pozostawała w ich naturze... Co więcej — powiedział, że zarówno on, jak i Lyall biorą już w tej wojnie udział, niezależnie, czy im się to podoba czy nie. Teraz jednak potrzebował miecza, wojownika, a w zamian za niego oferował oryginał rytuału, który właśnie był odprawiany w Latarni, oraz pomoc w osobistym, rodzinnym sporze Ardena.
Ten zgodził się… biorąc udział w walce, która okazała się niezbyt równa. Mierząc się z potworami, w tym utopcami, stanął u boku Hugona w walce z mackowatym stworzeniem wielkości ogra… i poległ.
Kiedy rytuał pod Latarnią się dokonał, Arden obudził się na łodzi wiozącej go do krainy śmierci — jak mu się zdawało — mogąc na własne oczy zobaczyć Hugona w innej postaci: jako skrzydlatego demona z rozdwojonym językiem, który nie tylko poczęstował go winem, ale i zaproponował powrót do krainy żywych. Zawarli układ. Tylko czy ktokolwiek poza tą dwójką zna zasady paktu?
Nieświadomi tego wydarzenia magowie dokończyli magiczny rytuał, powodując, że zarówno oni, jak i wszyscy obecni pod Latarnią znaleźli się swoją jaźnią w innym miejscu, a może nawet w innym świecie. Czy była to wizja, czy rzeczywiście przenieśli się do innego planu, czy tylko ich umysły to zrobiły, a ciała pozostały na polu walki, pod Latarnią? Zdawało się jednak, że przeniosły się także utopce, które zaprzestały tym samym walki. Odnosiło się wrażenie, że nie tylko były bierne, ale i pozbawione świadomości. Nie reagowały na żadne bodźce, szturchnięcia. Na moment wydawało się, że wszyscy są bezpieczni.
Znaleźli się jednak w przerażającym miejscu. Otchłani, pustce, jakkolwiek nazwać to miejsce, nie było w nim nic poza pyłem, pustkowiem i Wielką Latarnią.
Nie minęło wiele czasu, nim udało im się zobaczyć istotę, o której wcześniej mówił Fryderyk. Gargantuiczna, nieludzka, większa niż niejedno miasto — górowała nad nimi, wychylając się z osadzonych nisko, skłębionych chmur. Pojedyncza krabo-owadzia kończyna, których istota zdawała się mieć wiele, była większa niż dowolna znana wieża, a oczy robiły wrażenie gorących, jasnych słońc. Kiedy bóstwo odezwało się, głos zdawał się sprawiać, że ziemia drżała.
Mimo pytań i prób kontaktu gargantuiczna istota mówiła w sposób niejasny i zagadkowy. Demiurg, stworzyciel świata — jak o niej mówił Schäfer i jak również, wydawało się, przedstawiała się istota — zniewolony przez młodszych bogów. Pragnął uwolnienia i nawoływał do słuchających, aby przyczynili się do tego aktu, który miał być ich przeznaczeniem. Wszystko wedle niego wywodziło się z morza — czy w ten sposób właśnie tłumaczył swój kształt i formę? Miejsce, w którym wszyscy się znaleźli, istota nazwała wiecznym lochem, a ludzi określiła jako zagubione dzieci, które powinny zerwać łańcuchy i powrócić do swojego dziedzictwa.
Cokolwiek bóstwo miało na myśli, po kilku minutach „wizja” została zakończona.
Później, kiedy walka już się kończyła, w wyniku sporu Lyall próbowała zamordować Annę Dubois za to, że ta zastrzeliła Isilynor. Zakończyło się to jednak niepowodzeniem i mimo tłumaczeń Elfki Inkwizytorka doskonale wiedziała, co zaszło.
Kiedy wszyscy wrócili umysłami do swoich ciał, utopce ruszyły, by kontynuować atak. Śmierć stanęła wszystkim przed oczami, jakby symboliczny cios ogromną kończyną chwilę wcześniej był wystarczającą przepowiednią. Unieśli broń, aby przeciwstawić się hordzie… gdy nagle usłyszeli dźwięk rogu wojennego.
Odsiecz kawalerzystów Talkensburga dała szansę bohaterom naszej opowieści się wycofać. Część walczyła jeszcze, uniesiona impetem uderzenia odsieczy — niemniej odwrót był pisany wszystkim. Utopców było po prostu zbyt wiele. Tak czy inaczej, udało się ujść żywcem spod Wielkiej Latarni, Antycudu Ostwaldu, i donieść władzom, co miało tutaj miejsce.
~ ~ ~
Historia pod Doftot wydawała się zagmatwana i zagadkowa, a obecni tam bohaterowie jeszcze przez kolejne tygodnie głowili się nad różnymi aspektami tajemnicy, z którą mieli styczność. Opowieść, która, wydawałoby się, zaczęła się niewinnie, od lokalnej awantury o niechcianą ciążę i aborcję. Od żądania, aby spalić wiedźmę, oraz zamiaru sołtysa, aby kobietę ochronić.
Zdarzenia spowodowały, że wieś stała się celem obserwacji Zakonu, a mimo to wysłani do niej Inkwizytorzy nie sprostali napotkanym zagrożeniom, nie mając za grosz pojęcia o skali wydarzeń, jakie kryły się pod błotem, brudem i biedą Doftot. Wielka Latarnia została zbyt zapomniana i zignorowana, kiedy jej budowa zakończyła się porażką i powodem do wstydu dla lokalnych władz… a jednak to w jej cieniu toczyła się gra, która miała wpłynąć na losy świata.
Co wydarzyło się potem?
Hugo van Mond zniknął z wioski, która zupełnie opustoszała. Arden Nan`Danlan wyzdrowiał, tak jak zresztą obiecał mu demon. Obudził się już w Talkensburgu, pod opieką czarodziejki Lyall oraz, o dziwo, samego sołtysa Doftot. Tylko czy cena nie okaże się za wysoka?
Elfka jednakże została celem obserwacji Inkwizycji w wyniku próby zabicia Anny Dubois. Czy Zakon zamierzał wyciągać z tego konsekwencje? Na razie pozostawał bierny, choć możliwe, że była to tylko cisza przed burzą.
Co ważniejsze jednak — w posiadaniu Lyall ostatecznie został pamietnik Fryderyka, co też dało jej możliwość kilka dni później uważnie wczytać się w historię oraz perspektywę opętanego wizją oswobodzenia tajemniczego bóstwa Inkwizytora. Uzyskała w ten sposób wszystkie te same informacje, które zdobył i Zakon, mający okazję potem przesłuchać mężczyznę.
Posiadała też kopię rytuału, który został odprawiony na Wielkiej Latarni.
Historia Fryderyka Schäfera w pewien sposób nie wydawała się zbyt skomplikowana — warto jednak byłoby ją podsumować: Inkwizytor został wysłany do Doftot wraz z Anną Dubois oraz żołnierzami, aby zbadać sytuację pod Latarnią, przyjrzeć się sołtysowi oraz poszukać zaginionej wiedźmy Isilynor. Była to konsekwencja raportu Wilhelma Gassa po jego pierwszej wizycie w Doftot. Niestety, we wszystkich tych sprawach Fryderyk poniósł porażkę. Kiedy bowiem znalazł w podziemiach stare zapiski z rytuałem, zmienił całkowicie swoje priorytety — to, co zobaczył „po drugiej stronie”, przerosło go. Już czytając sam pamiętnik, można stwierdzić, że piszący oszalał. Szczerze uwierzył, że gargantuiczna istota jest naprawdę Przedwiecznym, który po stworzeniu świata został uwięziony — najpewniej przez tych, którzy śmieli się nazywać bogami. Wiedział zarazem, że nikt mu nie uwierzy ot tak, dlatego też zamierzał podstępem sprowadzić tutaj więcej braci z komandorii i pokazać im to, co sam odkrył. Potrzebował wsparcia, aby uwolnić bóstwo, co uważał za jedyne słuszne działanie. Stało się to jego obsesją.
By tego dokonać, nawiązał też porozumienie z lokalnymi kultystami Morskiego Talona, którego powszechnie wyznawano w okolicy, z wyłączeniem wsi Doftot. Stało się dla nich w pewien sposób jasne, że Talkensburg będzie kluczem dla tego aktu — należało bowiem złożyć ogromną ofiarę, aby dusze wybranych udały się do boga i pomogły mu rozerwać łańcuchy. Tysiące, dziesiątki, setki tysięcy dusz! Najbardziej przerażające (zarówno podczas przesłuchania, jak i czytania pamiętnika) było jednak to, że Fryderyk nie widział w tym żadnego złego uczynku, albowiem wierzył, że wybrani powrócą razem z Przedwiecznym i przywrócą pokój oraz ład na Fallathanie. Obłęd! Niestety, mężczyzna nie znał szczegółów potrzebnego rytuału. Ponoć tym mieli zająć się kultyści, a o nich sam jeszcze wiedział zbyt mało.
Co ciekawe, Hugon najprawdopodobniej prowadził z nim kilka rozmów, starając się go wyprowadzić z błędu, ale… szybko też i tego zaniechał. Czy starał się zwrócić mu uwagę na coś, co Fryderyk pomijał? Czy może wręcz przeciwnie, w ten pokrętny sposób chciał go utwierdzić w jego przekonaniach?
Wciąż jednak pozostało dużo niewiadomych. Kim właściwie był Hugon? Demonem? Jakie miał intencje? Jaki miała cel wiedźma Isilynor? Czemu służyło usunięcie dziecka Dian? Oraz najważniejsze… czym była gargantuiczna istota, która potrafiła doprowadzić ludzi do szaleństwa?
Niemniej, dzięki całokształtowi wydarzeń w Doftot dotarło do Zakonu, jak poważna była kwestia Latarni i tamtejszych machinacji i intryg. Powszechna mobilizacja dotyczyła nie tylko komandorii, ale i całych władz kantonu. Cisza bowiem wkrótce miała przerodzić się w burzę, a zapadający mrok przejść ostatecznie w nieprzeniknioną ciemność.
* NPC
Opowieść - Wątek Wiodący
MG prowadzący: Ithildin [35]
Ithildin [35]
Ines Bolea [113]