24 Naqariona (lutego) 1376 roku
Fallathan, miejsce bliżej nieokreślone
W historii Fallathanu spisano już wiele opowieści. Z potrzeby serca bądź jako świadectwo przelanej krwi. Na skutek boskiej czy ludzkiej interwencji — wiry wydarzeń kręciły się nieustannie, wciągając kolejne istnienia, rodząc bohaterów i ścierając na pył antagonistów. Czasem z małego ziarnka piasku, pędzonego nadmorskim wiatrem, gdzieś w odległej krainie budziły się do życia pustynne burze. Gdzie indziej kropla drążyła skałę, a krzyk ignorowanych w końcu wstrząsał czyimś sercem na tyle, by ten ruszył z pomocą. Nikt nie mógł do końca przewidzieć, czy z pozoru błahe decyzje nie będą miały wielkich konsekwencji w przyszłości. Nikomu nie było dane podnieść kurtyny niewiadomej na tyle, by odczytać z kart lub też gwiazd całe eony, które miał jeszcze przynieść czas.
Czas... Najbardziej niepowstrzymana siła. Kronikarz Świata, zagłada kamiennych murów, władca niepamięci... Wymazywał to, co wymazane być powinno i niósł to, co nastąpić musiało. Raz na jakiś czas wybijał godzinę ostateczną, która — chociaż nie wybrzmiewała głośno — była początkiem czegoś wielkiego. Czegoś, czego mieszkańcy Fallathanu nie mogli się spodziewać. Czegoś, co otwierało przymrużone oczy lękom i przed czym nie było już odwrotu...
Ile czasu minęło? Nie pamiętał. Wiedział tylko, że gdy się obudził, znajdował się w zupełnie innym miejscu. Dni odliczał wschodami i zachodami słońca, które odróżniał jedynie wtedy, kiedy ziejąca wysoko dziura w skale przepuszczała więcej lub mniej światła.
Za towarzysza miał wyłącznie echo, niosące wołania donikąd. Bardzo szybko jego miejsce zastąpiła cisza.
Zdawało się też, że miejsce to chroni jakaś przedziwna magia. Taka, o jakiej nie uczą w Akademiach. I nawet on, przy całej nagromadzonej wiedzy, nie był pewien, czy zdoła ogarnąć to, co przypadło mu w udziale.
Dawno już porzucił próby wydostania się na rzecz zbadania znaleziska. Prawie nie jadł, nie spał, bo przyziemna codzienność przestała mieć znaczenie w obliczu tajemnicy.
Uniósł dłoń i przesunął drżącymi palcami po znakach wyrytych w kamieniu, które teraz jarzyły się, odbijając blask kolejnej pełni. Spędził na ich rozszyfrowaniu nieskończone godziny, dni, miesiące, zapominając o całym świecie, ale teraz — po raz pierwszy — widział je tak dokładnie i rozumiał zupełnie, jakby sam przed wiekami pozostawił je w skale. Przetarł ramieniem piekące oczy, które zaczęły łzawić. Cichy, zmęczony, a jednocześnie pełen ulgi śmiech dobył się z jego ust. Udało się! W końcu się udało! Wiedział, czuł, że natrafił na coś wyjątkowego, a chwila rozwiązania zagadki, choć doświadczana w pojedynkę, należeć będzie do wiekopomnych.
Odstąpił od ścian swojego skalistego więzienia, odczekał chwilę, celebrując moment. W końcu wziął głębszy wdech, po czym z całą mocą i determinacją zaczął odczytywać słowa pradawnej mowy. Ziemia pod stopami zadrżała. Pierwsza Katedra została odpieczętowana, by objawić Prawdę, która przewróci do góry nogami wszystko, co dotąd znał i czego mógł być pewien.
Jednocześnie nie wiedział, że zrobił coś nieodwołalnego. Ziarnko piasku poderwało się, gonione wiatrem, kropla zaczęła drążyć skałę, a niewidzialne, zawisłe nad Fallathanem ostrze zagłady właśnie wprawione zostało w ruch.
Opowieść - Wątek Wiodący
Zastian Nixsagas [7]
Trix [1986]