Zamierzchła historia Natei jest nierozerwalnie związana z Vanthią, a później — Królestwem Vanthijskim. Oczywiście w natejskich szkółkach dzieci poznają taką wersję historii, jaką za odpowiednią uznają tutejsze władze. Czasy najdawniejsze Natejczyczy widzą jednak podobnie jak Imperialni — szczegółowo opisuje to ten artykuł.
Okres poprzedzający i następujący po Wielkiej Destabilizacji Magii (WDM) był burzliwy dla całego znanego Fallathanu. Spójrzmy jednak na tę historię bardziej z perspektywy Natejczyków.
Jak wiadomo, w 211 roku przed WDM Księstwo Vanthijskie przekształciło się w Królestwo Vanthijskie, co wyrażało żądzę większej władzy ówczesnego księcia, a później króla Hugona z rodu Baulfortów, poprzedników Addenbergów na vanthijskim tronie. Jego córka, Elatha II, która w roku 181, w wieku blisko 60 lat objęła tron po śmierci ojca, postanowiła zrobić coś więcej niż tylko zmienić nazwę państwa. Jako że pozostawiła po sobie interesujące dzienniki, wiemy, że miała prawdziwy talent przywódczy. Historycy często podkreślają, że prawdopodobnie fakt, iż jej ojciec tak długo uniemożliwiał jej objęcie tronu, był dużą stratą dla Królestwa, gdyż kierowała nim ona później znacznie lepiej niż nieżyjący król. Z jej błyskotliwych zapisków wiemy, że w jej głowie wyraźnie rysował się pomysł podbicia Amarth, jednakże była świadoma, że powodzenie takiej wyprawy było przy ówczesnym stanie państwa bardzo wątpliwe. Przypuszcza się, że to ona jako pierwsza uznała, że w pierwszej kolejności zdobyć należy Tarneth. Lecz zanim i to będzie możliwe, konieczne było znaczące wzmocnienie gospodarki państwa. Ostateczny plan ukształtował się w jej umyśle dość szybko i pierwsze lata swego panowania poświęciła przygotowaniom Królestwa do zdobycia Wysp Natejskich i utworzenia tam kolonii. Skusiły ją coraz częstsze napływające z wypraw w tamte strony doniesienia o ogromie bogactw naturalnych i żyznych glebach, jakim poszczycić mógł się archipelag. Jednocześnie donoszono, że na wyspach żyje bardzo niewielu tubylców, głównie niecywilizowanych ludzkich plemion ze szczepów Cupreusów i Tenebrisów, które wzięły się tam nie wiadomo skąd i którym na pewno przydałoby się oświecone przywództwo. Po kilku latach wyprawa była gotowa. Na jej czele stanął admirał Revelin Dardwell, utalentowany dowódca i zaufany doradca królowej. Poprowadził on flotyllę złożoną z dziewięciu okrętów: pięć należało do korony, cztery zaś były własnością księcia Orlanda de Burg-Clere, w praktyce jednego z pretendentów do vanthijskiego tronu, jako że królowa Elatha II miała tylko jedną, dość chorowitą córkę. Książę przed wyprawą ślubował wierność koronie, co miało zagwarantować subordynację jego floty względem admirała. Jednak już w chwili, gdy natejskie brzegi zarysowały się na horyzoncie, cztery statki księcia pod dowództwem utalentowanej admirałki (i jego kuzynki) Sophine Orson odłączyły się od szyku i skierowały bardziej ku wschodnim brzegom wysp, ignorując wezwania do powrotu. Admirał Dardwell skierował więc pięć wiernych sobie jednostek ku wybrzeżom dzisiejszego dystryktu Fronteira do Mar. Cztery z nich dopłynęły tam bez szwanku, lecz jedna nieopatrznie zdryfowała na rafę koralową i uległa poważnym uszkodzeniom. Załoga w większości przeżyła i została przetransportowana łodziami na brzeg, gdzie dołączyła do pozostałych lądujących marynarzy. Strata okrętu była jednak dotkliwa.
Utraciwszy kontakt z flotą księcia de Burg-Clere, admirał Dardwell skupił się na zabezpieczeniu okolicznych terenów i planowaniu kolejnych posunięć. Dzięki krukom pocztowym raportował też wszystko królowej. Ta, dowiedziawszy się o zdradzie Sophine Orson, natychmiast zawezwała do siebie księcia de Burg-Clere (który w tym samym czasie wystąpił o audiencję u niej), żądając wyjaśnień. De Burg-Clere, klnąc się na honor rodu i przypominając o złożonej przysiędze, oświadczył królowej, że z decyzją swojej admirałki nie miał nic wspólnego i jest nią równie wstrząśnięty i oburzony, jak sama monarchini. Zobowiązał się zrekompensować jej straty, przekazując koronie w darze dwa wysokiej klasy okręty, które istotnie wkrótce na rozkaz królowej dołączyły w Natei do sił admirała Dardwella. Ten przyjął je skwapliwie, jednak w przeciwieństwie do Elathy II nie dawał wiary zapewnieniom księcia. Zdając sobie jednak sprawę, że jego opinia w tej materii niewielkie ma znaczenie, skupił się na realizacji zadań, jakie mu zlecono.
W kolejnych latach siły dowodzone przez Dardwella bez większych przeszkód podporządkowały sobie tereny dzisiejszej Fronteira do Mar i znaczną część Perto de Nuvens. Odpowiednio zachęceni i istotnie bardzo nieliczni tubylcy nie tylko nie stawiali oporu, ale wręcz w tym pomagali — w zamian za rozmaite dobra oferowane przez przybyszów. W tym czasie do Dardwella — za sprawą jego zwiadowców — docierało coraz więcej informacji ze wschodnich ziem Natei. Zgodnie z nimi, flota admirałki Orson wylądowała na najbardziej na wschód wysuniętych wybrzeżach dzisiejszego Grandes Planices, wprawnie omijając czające się pod wodą rafy koralowe. Następnie, zająwszy te tereny i ustanowiwszy na nich obóz, Orson zdecydowała o wysłaniu niewielkiego oddziału zwiadowczego na pobliską wyspę Eskalonię, jednak z wyprawy tej nikt nie powrócił. Fakt ten nieco ostudził jej zapał względem zdobywania wyspy, więc skupiła się na wnikaniu w głąb natejskiego lądu. W ten sposób w kolejnych latach rozszerzała zajęte przez siebie tereny coraz bardziej na zachód. Było to zadanie trudniejsze od tego, z którym mierzył się admirał Dardwell, gdyż uznana za zdrajczynię Orson nie otrzymywała żadnej oficjalnej pomocy z Vanthii; jedynie nieczęste dostawy broni, żywności i leków transportowane przez niewielkie stateczki rozmaitych szemranych kapitanów. Niektórzy z nich zresztą zatrzymywali ładunek dla siebie i zamiast wracać na Vanthię, obierali kurs na południe wysp natejskich, osiadając tam i stając się pierwszymi tutejszymi piratami.
Ostatecznie jednak, po około 10 latach, podczas których nieprzerwanie płynęły do Królestwa Vanthijskiego natejskie bogactwa, Dardwell kontrolował tereny dwóch dzisiejszych wyżej wspomnianych dystryktów, zaś Orson — niemal wszystkie tereny Grandes Planices. Sytuacja na wyspie była napięta i spodziewano się, że prędzej czy później, gdy siły Orson i Dardwella wreszcie się spotkają, dojdzie do krwawego, zbrojnego starcia, gdyż admirał miał rozkazy pojmać lub zgładzić zbuntowaną admirałkę. Na razie jednak do tego nie doszło, a obie strony zdawały się zwlekać z ekspansją w te strony, które mogłyby zbliżyć je do siebie.
Te 10 lat wiele zmieniły w sytuacji wewnętrznej Vanthii. Kraj dosłownie rósł w oczach w bogactwo. Jednak królowa, choć zachowała jasny umysł, podupadła na zdrowiu i zbliżała się do decyzji o abdykacji na rzecz swojej córki, Victorii. W konkury o wątłą rękę następczyni tronu uderzyli dwaj mający największe szanse kandydaci: wspomniany już książę de Burg-Clere oraz inny dalszy kuzyn królewny, Trevedic Addenberg. Choć czarowana od lat przez de Burg-Clere’a Victoria skłaniała się wyraźnie ku niemu, intuicja podpowiadała królowej, by wybrać dla córki drugiego z kandydatów. De Burg-Clere wprawdzie przez te lata udowadniał swoją lojalność względem korony, lecz monarchini miała w pamięci obiekcje, jakie wyrażał względem niego Dardwell i niektórzy inni jej doradcy.
Kolejne wypadki potoczyły się szybko. W 166 r. przed WDM niemłoda już i zmizerowana Victoria tego samego dnia, podczas wyjątkowo wystawnej uroczystości, poślubiła Trevedica Addenberga i została koronowana na królową, stając się Victorią II. Kilka tygodni wcześniej książę de Burg-Clere został przez królową ogłoszony księciem Natei i wysłany na archipelag z misją budowania tam struktur państwowych w imieniu królestwa — miało to pocieszyć go po nieudanych staraniach o tron vanthijski. Przybywszy na Nateę książę zaraz wziął się do działania. Zaczął od mianowania Dardwella gubernatorem Drugiej Guberni (Secundo Praefectum), czyli dzisiejszej Perto de Nuvens (w tym okresie natejskie nazwy przypominały znacznie bardziej nazewnictwo stosowane w Vanthii niż znane obecnie nazwy), zaś Orson — co za zaskoczenie — znobilitował i dał jej tytuł gubernatorki Trzeciej Guberni (Tertio Praefectum, dzisiejsza Grandes Planices). Sam osiadł w Pierwszej Guberni (Primum Praefectum, przyszłym Fronteira do Mar) w portowej, największej wówczas na terenie wyspy mieścinie zwanej Novus Mundis. Leżała ona w pobliżu dzisiejszego Porto de Ouro, lecz nieco bardziej od niego na północ (gdyż przed WDM były tam ziemie, które w efekcie katastrofy uległy zatopieniu).
Co ciekawe, w jakiś czas po opuszczeniu Vanthii przez de Burg-Clere’a i koronowaniu Victorii II, młoda monarchini zdawała się odzyskiwać zdrowie. Uznano, że to zasługa związku z młodszym o kilka lat kuzynem, który w kolejnych miesiącach po ślubie zdawał się coraz bardziej przekonywać ją do siebie. Victoria II wydobrzała na tyle, że w wieku blisko 35 lat zdołała nie tylko wydać na świat bliźnięta, które zapoczątkowały monarszą linię Addenbergów, ale i przeżyć poród, czego przez kilkoma laty żaden medyk by się po niej nie spodziewał. Pod rządami Addenbergów i dzięki natejskim bogactwom Królestwo Vanthijskie miało się mieć bardzo dobrze przez kolejne półtora wieku.
Tymczasem sytuacja w Natei rozwijała się dynamicznie. W zaledwie kilka lat po objęciu swojej guberni, Dardwell, jak przekazano koronie, „został zamordowany przez grupę zdradzieckich tubylców”. Na jego miejsce, aby „zagwarantować stabilność regionu”, książę De Burg-Clere powołał swego siostrzeńca, Sleibhina Riverina. W tym samym czasie prowadził ekspansję na południowe ziemie Natei, gdzie mieszkało więcej tubylców, ale i gdzie odkryto prawdopodobne bogate złoża złota. De Burg-Clere, w przeciwieństwie do Dardwella, nie zawracał sobie głowy pokojowym zjednywaniem sobie rdzennej ludności. Incydent związany ze śmiercią admirała dał mu argument za tym, by z tubylcami rozprawiać się siłą, a że Księstwo Natejskie, jak teraz nazywało się jego państwo, potrzebowało wielu rąk do pracy, siły księcia organizowały brutalne ataki na wioski autochtonów, starając się jak najwięcej zdrowych mieszkańców pojmać w niewolę, a starych i chorych — zabijając. Ludzie ci stali się więc pierwszym pokoleniem natejskich niewolników i jednocześnie kołem zamachowym rozwoju rabunkowej gospodarki. Zainspirowany tymi sukcesami książę, zwrócił się do królowej z błyskotliwym pomysłem, by przesyłała mu do Natei transporty więźniów, również tych skazanych na śmierć, by mogli ciężką pracą na rzecz korony odkupić swoje winy. Tak się też stało — na terenie Natei, głównie w pobliżu kopalń, powstały liczne kolonie karne, z których osadzeni codziennie kierowani byli do przymusowej pracy. W krótkim czasie na terenie samej Vanthii rozwinął się proceder oszukiwania i porywania lokalnych plebejuszy bądź mieszkańców pobliskich wybrzeży Amarth, by sprzedać ich następnie jako niewolników do Natei. Księstwo Natejskie wręcz kwitło, a książę de Burg-Clere coraz częściej zastanawiał się nad tym, dlaczego właściwie nadal miałby wspierać Vanthię?
Rozważania te przerwał jednak księciu de Burg-Clere jego przedwczesny zgon. Oficjalnie — ciężko zachorował, nieoficjalnie — zapił się na śmierć podczas jednej ze swoich nieprzyzwoicie wystawnych uczt. Jako że nie zostawił po sobie żadnego prawowitego potomka, tron książęcy po nim, decyzją królowej, objął jego siostrzeniec Sleibhin Riverin. Ten nie miał już ambicji politycznych wuja i nie planował uniezależniać się od korony — pragnął jedynie jak najbardziej korzystać z luksusów związanych z jego nową funkcją. Skupiony na tym, de facto pozwolił współrządzić Nateą Sophine Orson, którą uczynił swoją doradczynią i o której plotkowano, że była kochanką jego wuja i że to właśnie książę był ojcem jej dwojga dzieci. W każdym razie Sleibhin wyraźnie miał do niej zaufanie. Z drugiej stony nie mógł we wszystkim się z nią zgadzać, gdyż niektóre decyzje narzucała mu Victoria II. Taką decyzją było osadzenie na czele Drugiej Guberni jej doradcy Eugmonta de Frenez, zaś Czwartej Guberni — królewskiej kuzynki Charlotty Baulfort.
W efekcie siły polityczne w księstwie rozkładały się po myśli królowej i jej małżonka: dwie gubernie były pod kontrolą dawnych stronników księcia de Burg-Clere’a, a dwie — stronników korony, przy czym żadna ze stron nie była silna na tyle, by myśleć o oderwaniu Natei od korony. Wyglądało na to, że sprytny ruch królowej Victorii II zabezpieczył vanthijskie interesy w Natei.
I przez ponad pół wieku istotnie tak było; aż do roku 99 przed WDM, kiedy to wybuchło tłumione dotąd ciśnienie narastające od dekad nie wśród dowódców i możnych, lecz faktycznych sprawców natejskiego bogactwa — przymusowych robotników. Już wcześniej tu i ówdzie na wyspie wybuchały bunty, rzecz do przewidzenia, tym razem jednak miały one dużo większą skalę, a ich tłumienie przypominało bardziej wojnę niż zwykłą interwencję sił porządkowych. W dużym stopniu wynikało to z faktu, że kilka lat wcześniej osadzeni zaczęli jednoczyć się w grupy zwane przez zarządców pogardliwie gardunami — i wspierali się nawzajem. Dzięki temu ich działania były dużo bardziej zorganizowane. Bunt ten, dziś znany jako Pierwsza Rewolta Natejska, upadł po zaledwie kilku tygodniach, jednak wiele rebeliantów nauczył. Na ich korzyść zadziałał zresztą także fakt, że wojska każdej z guberni miały rozkaz jak najwięcej buntowników pojmać żywcem i jedynie ich dowódców zgładzić w pokazowych egzekucjach — wszak wciąż ręce do pracy były w Natei na wagę złota. Tym sposobem większość buntowników przeżyła, a ich pragnienie wolności — wraz z nimi.
Zauważywszy, że rozrastające się w koloniach karnych garduny stają się istotnym zagrożeniem, książę i gubernatorzy podjęli brzemienną w skutki decyzję. Uznali bowiem, że aby zapobiec konsolidowaniu się poszczególnych gardun, należy co jakiś czas zorganizować rotację ich członków. Gdy więc któryś ze skazańców zanadto się wyróżniał swoją działalnością na rzecz garduny, był przenoszony do pracy w innym obozie, niekiedy nawet w innej guberni. Początkowo polityka ta zdawała się skuteczna. Wkrótce po jej zainicjowaniu, w roku 98, rozpoczął się okres tzw. Wojen Więziennych, podczas których sfrustrowane porażką rewolty konkurencyjne garduny próbowały się nawzajem osłabić, wchłonąć lub po prostu zniszczyć. Trwało to jednak nie dłużej niż rok, po czym sytuacja ustabilizowała się w taki sposób, że na terenie Natei liczyły się szczególnie trzy garduny: Coisa Nossa, Guerra oraz Punho de Ferro. Ostateczny efekt natejskiej polityki względem gardun okazał się zgoła odwrotny od zamierzonego. Dzięki rotacji więźniów, po trudnych i brutalnych miesiącach Wojen Więziennych, garduny z różnych terenów Natei zaczęły się ze sobą komunikować, współpracować i zawierać sojusze — w całkowitej tajemnicy przed władzami centralnymi. W efekcie, gdy w roku 91 r. przed WDM wybuchła kolejna rebelia, znana jako Druga Rewolta Natejska, rebeliantom udało się na tyle zsynchronizować swoje działania, że każda z guberni musiała skupić się na zaprowadzeniu porządku na swoim terytorium — nie mogąc, jak dotąd, wspierać pozostałych w tym samym zadaniu. Co więcej, nawet część najniżej postawionych strażników obozów przeszła na stronę rebeliantów, ogromnie ułatwiając im nie tylko ucieczkę, ale też przedostanie się do kwater wyższego dowództwa. Żadne posiłki z Vanthii nie miały szans dotrzeć na czas. Po kilku krwawych tygodniach nie pozostał w Natei żaden żywy przedstawiciel dawnej władzy — książę i gubernatorzy uciekli do Vanthii, a pozostawieni przez nich na miejscu żołnierze albo zginęli w walce, albo zdezerterowali, albo po prostu przyłączyli się do buntu. Wysłane przez królestwo okręty mające zaprowadzić porządek w kolonii w większości zostały zniszczone i splądrowane po tym, jak wpadły w przemyślne zasadzki zorganizowane przez współpracujących z buntownikami piratów. Korona wstrzymała się więc z wysyłaniem na Nateę kolejnych sił i postanowiła podjąć działania dyplomatyczne. Już wówczas planowano bowiem wyprawy na Tarneth i nie chciano wykrwawiać wojska na zbędne interwencje.
W tym samym, 91 roku przed WDM Natea ogłosiła niepodległość i przyjęła nowy system władzy. Od teraz nie było już centralnego władcy, a gubernie przekształcono w dystrykty. Na czele każdego z nich stanęli równi sobie tetrarchowie. Ogłoszono nimi wysoko postawionych przedstawicieli trzech najważniejszych gardun, którzy jednakże nie byli ich przywódcami — tę rolę przywódcy woleli zostawić dla siebie. Coisa Nossa objęła dotychczasową Gubernię Pierwszą i Drugą, Punho de Ferro — Trzecią, a Guerra — Czwartą. W tym samym czasie zostały zmienione także ich nazwy — zapożyczone z języka natejskich autochtonów, który wyraźnie także rozwinął się ze starovanthijskiego, lecz po wiekach izolacji brzmiał całkiem inaczej niż ówczesny Wspólny.
Byli więźniowie, wśród nich wielu brutalnych przestępców, z dnia na dzień z niewolników stali się obywatelami. Przybrali nowe imiona i nazwiska — będące swoistą mieszanką języka Wspólnego i lokalnego. Wielu z nich związało się z tutejszymi kobietami, zakładając rodziny i płodząc potomstwo. Tym sposobem po dziś dzień w Natei głównym językiem jest Wspólny (aczkolwiek o bardzo specyficznym dialekcie zwanym natejskim), lecz nazwy własne, imiona i nazwiska przypominają o skąpanym we krwi dziedzictwie natejskich tubylców.
Rozmowy dyplomatyczne z Królestwem doprowadziły do podpisania rozejmu w roku 89 przed WDM. Natea zobowiązała się co roku płacić Vanthii trybut. Był on wprawdzie istotnie niższy od zysków wcześniej transferowanych do Królestwa, ale nie wymagał z jego strony wysyłania kolejnych na południe wojsk, co ostatecznie przekonało Koronę. Kolejne 20 lat pokojowej koegzystencji skłoniło oba państwa do podpisania pokoju. Królestwo Vanthijskie nie uznało ogłoszonej przez Nateę niepodległości, lecz „wspaniałomyślnie” przyznało jej autonomię. Podtrzymywało to konieczność płacenia trybutu, ale też dawało tetrarchom wolną rękę w rządzeniu krajem. Wtedy też zaczęły konstytuować się zasady natejskiej polityki wewnętrznej, jakie znamy dziś.
Sytuacja wewnętrzna Natei bynajmniej nie była jednak stabilna. Trudno byłoby spodziewać się stabilności po kraju pełnym byłych skazańców. Przemoc była na porządku dziennym, władze zaś oficjalnie ingerowały w to w niewielkim stopniu, słusznie przeczuwając, że siłowa interwencja mogłaby wywołać skojarzenia z wcześniejszą władzą i wywołać kolejne bunty. Odpowiedzialność za zaprowadzenie porządku na będących pod ich kontrolą terenach wzięły więc nieformalnie wciąż istniejące garduny… I taka sytuacja w dużej mierze ma miejsce do dziś.
Gdy w 33 roku przed WDM Królestwo Vanthijskie rozpoczęło inwazję na Tarneth, podpisano umowę, wedle której Natea wspomoże koronę w walce, przeznaczając na ten cel surowce, wojsko i okręty, w zamian mając otrzymać upragnioną niepodległość. Korona dotrzymała tej umowy w 25 r. przed WDM, gdy miała już w swej władzy kolonię znacznie większą i mniej problematyczną od Natei, czyli tereny późniejszego Imperium Vanthijskiego.
I właśnie wtedy, gdy sytuacja w Natei zdawała się nieco stabilizować, doszło do WDM.
Dla Natei WDM zdecydowanie była wstrząsem. Nie katastrofą — jak miało to miejsce w Vanthii, która w 3/4 znalazła się pod wodą — jednak straty były poważne. Utracono wszystkie porty, całą flotę i znaczną część dystryktu Perto de Nuvens, którego pokaźne obszary znalazły się pod wodą. W efekcie wyodrębniły się nowe wyspy na czele z największymi: Almas de Mar i Espinhos. Śmierć poniosło wielu mieszkańców. Podpisanie traktatów pokojowych z 2. i 5. roku po WDM (najpierw z krajami Ludzi, a następnie także z Amarth) dało Natejczykom możliwość zajęcia się swoimi wewnętrznymi sprawami. Nie szło im to jednak zbyt dobrze.
W odbudowywaniu kraju regularnie przeszkadzały rozmaite mniejsze i większe konflikty wewnętrzne — walki o władzę w dystryktach, w samych gardunach oraz na niemal każdym z niższych szczebli obu tych typów organizacji. Dodatkowo ci, którzy bogacili się szybciej, musieli uważać na zakusy krzywo parzącej na to konkurencji. Kulminacją tych napięć była wojna domowa, która wybuchła w 107 roku po WDM.
Oficjalna historia mówi, że bezpośrednio odpowiedzialna była za to garduna Punho de Ferro, której mało było władzy nad samą Grandes Planicies i która chciała rozszerzyć swe wpływy na tereny należące do Coisy Nossy — Fronteira do Mar. Niektórzy historycy są jednak zdania, że prawdziwymi inspiratorami wojny byli szpiedzy i agenci Guerry, i że to ona chciała mieć dla siebie jeszcze jeden dystrykt. Jednakże głoszenie tego poglądu w Natei nie jest zbyt bezpieczne (zwłaszcza na terenach kontrolowanych przez Guerrę), więc hipoteza ta ma zdecydowanie więcej zwolenników w innych krajach niż w samej Natei. Mimo to i tak jest raczej niszowa, a świat naukowy skłania się bardziej ku oficjalnej wersji.
W efekcie wojny przywódcy Punho de Ferro zostali wybici, a niżej postawionym członkom dano wybór: śmierć lub dołączenie do którejś z pozostałych gardun. Większość wybrała to drugie. W ten sposób do dziś Grandes Planicies podzielona jest między Coisę Nossę i Guerę, choć na przestrzeni wieków granica tych wpływów nieustannie się zmieniała.
Kolejne stulecia dały Natei bardzo osobliwą równowagę. Wprawdzie nie było dekady bez mniejszego lub większego wewnętrznego zbrojnego konfliktu, lecz mimo iż osoby u władzy zmieniały się często, rozkład sił politycznych pozostawał z grubsza ten sam. Natejscy możni, wywodzący się niemal w całości z dawnych skazańców, piratów i (rzadziej) z rdzennej ludności, nauczyli się całkiem skutecznie lawirować w gąszczu tych zmian, dzięki czemu z dekady na dekadę umacniali swoją pozycję. Wiele tych starych rodów istnieje do dziś i nadal ma się świetnie, dysponując bogactwem, które zaparłoby dech niejednemu imperialnemu arystokracie.
W ostatnich latach (rok 1375 po WDM) do granic Natei przyłączono niewielki obszar Spaczonych Ziem — tereny najbardziej wysunięte na wschód i leżące od Natei w bardzo bliskiej odległości.
Powodem, dla którego Natea utworzyła tu kolonię, było pragnienie poszukiwania w tych okolicach magicznych artefaktów. Jedna z pierwszych natejskich wypraw na te ziemie trafiła na kilka silnie umagicznionych przedmiotów, w tym tajemnicze, kryształowe jajo o średnicy koła dużego wozu. Szybko stało się jasne, że chroni ono przed spaczeniem w promieniu nawet kilku kilometrów. Jednocześnie jednak samo skupia w sobie tak silne, skoncentrowane spaczenie, że jedno jego dotknięcie powoduje, że nieszczęśnik pada martwy; śmiertelnie niebezpieczne są też próby oddziaływania na nie magią. Z tego względu nie ma możliwości, by je transportować. Wydaje się, jakby jajo wchłonęło całe spaczenie z okolicy — czyniąc ją bezpieczną dla humanoidów. W związku z tym jedyne tutejsze miasto, Juarez, wybudowano na terenach znajdujących się wokół owego jaja.
Zaanektowanie tych terenów było wspólną inicjatywą tetrarchów, którzy w ten sposób pozyskali tę osobliwą „kolonię” dla swojego kraju. Decyzję tę podjęli i zrealizowali bez konsultowania jej z Imperium Vanthijskim — co nie było normą. Wprawdzie od wieków nie istniał oficjalny wymóg takiej konsultacji (z tego faktu właśnie skorzystali), jednak tradycyjnie było przyjęte, że wszelkie działania na kontynencie Tarneth, nawet poza granicami Imperium, uzgadniano z Pałacem Imperatorów. W efekcie Imperatorka wysłała do Porto de Ouro uprzejmy list gratulacyjny, w którym między zgrabnie nakreślonymi wierszami w zawoalowany sposób wyraziła niezadowolenie z takiego obrotu sprawy oraz groźbę konsekwencji, gdyby taka sytuacja miała się powtórzyć. Oficjalnie jednak stosunki Natei z Imperium są poprawne i kraje te — zgodnie z podpisanymi umowami — cały czas uważają się za sojuszników.