Wbrew propagandzie głoszonej niekiedy w Imperium, to wcale nie ono zaistniało jako pierwszy cywilizowany kraj ludzi. Na długo, zanim jeszcze w Fallathanie pojawiły się Wielkie Imperium Vanthijskie, Ostwald i Natea, potężne królestwo ludzi istniało na terenach dzisiejszej Małej Vanthii. Vanthia lub Królestwo Vanthijskie, jak później zwało się to państwo, była krajem o silnych, politycznych i mocarstwowych ambicjach. Jej powierzchnia była czterokrotnie większa, niż obecnie; miała też lądowe połączenie zarówno z terytorium dzisiejszego Wielkiego Imperium Vanthijskiego, jak i Amarth.
Była to w Fallathanie kolebka ludzkości. Legendy mówią, że pierwsi ludzie pojawili się tam około roku 7000 p.n.e. Długi czas żyli obok siebie jako konkurujące ze sobą plemiona, z czasem jednak część z plemion zaczęła zawiązywać sojusze, współpracować i budować wspólne, większe osady, co w końcu doprowadziło do wykształcenia się pierwszej państwowości. Swoje ziemie ludzie ci nazywali Vann-Thia, co w zapomnianym już dziś języku jednego z plemion znaczyło „dar od boga". Z czasem coraz bardziej centralizowali władzę, a swój kraj nazwali Vanthią. Był to krwawy i brutalny proces, gdyż niektóre z plemion sprzeciwiały się temu i podejmowały skazaną na porażkę walkę o swoją autonomię.
W tamtym okresie ten most lądowy miał charakterystyczną budowę geologiczną: w centralnej części znajdowały się wysokie, ponure góry — w większości nieprzyjazne, pozbawione bogactw naturalnych czy żyznych terenów, natomiast tereny położone wokół gór znacznie niżej były urodzajne, gęsto porośnięte wspaniałymi lasami i bogate w złoża rozmaitych surowców naturalnych.
Dzięki temu państwo rozwijało się prężnie, budowało swą potęgę i bogactwo, rozwijało flotę, a w roku 211 p.n.e. ogłosiło się Królestwem Vanthijskim. Jedynym ograniczeniem dalszej ekspansji był brak terenów, które można by zająć. Wówczas wzrok Vanthijczyków powędrował w kierunku zachodu — gdzie tylko czekały na podbicie rozległe, dzikie i nieznane ziemie...
Ówczesna władczyni Vanthii, młodziutka Victoria III z rodu Addenbergów, zorganizowała w 33 r. p.n.e. zbrojną wyprawę w głąb kontynentu, która po zaledwie kilku latach doprowadziła do podporządkowania sobie Vanthii dzisiejszych terenów Ostwaldu i wschodniej połowy Imperium, które nazywano w tamtym czasie Kolonią Vanthijską.
Była to niezwykle brutalna i krwawa kampania, która poskutkowała śmiercią lub zniewoleniem nielicznej i nieprzygotowanej do wojny na taką skalę tubylczej ludności składającej się głównie z Elfów i Orków, ale też i innych nieludzi. Dowództwo tej kampanii miało za zadanie także stworzyć na miejscu struktury państwowe, które miały być podległe władzy osiadłej na Vanthii i tak też się stało. Był to okres trzech dekad złotego rozwoju Wielkiej Vanthii, jak nazywało się wówczas to państwo. Wkrótce zaczęły jednak zbierać się nad nim czarne chmury.
Owładnięta manią wielkości i żądzą władzy nad całym znanym światem, królowa Victoria III — za podszeptem kuzynów o nie mniej wybujałych ambicjach — postanowiła nie poprzestawać na podboju Tarnethu, ale ruszyć także na Amarth. Ledwo więc wojska Wielkiej Vanthii podbiły i zabezpieczyły najdalej na zachód wysunięte tereny zachodniego kontynentu, a już większość z nich kierowano na wschód. Wojska inwazyjne miały zaatakować Amarth od północy — przeprawiając się przez tereny dzisiejszych Wysp Nesselis, które wówczas także były stałym lądem i pomostem między kontynentami — oraz bezpośrednio od strony Wielkiej Vanthii, czyli na terenach dzisiejszego Reitharonu. Równocześnie z inwazją lądową skierowano na Amarth potężną flotę — w kierunku wybrzeży dzisiejszych księstw Clany i Raweith.
Pierwszym — i jak później okazało się, jedynym sukcesem tej kampanii było zdobycie przez Wielką Vanthię większości terenów dzisiejszej Wyspy Paltran. To zwycięstwo dodało animuszu agresorom, Amarthyjczykom zaś zmroziło krew w żyłach i uświadomiło potrzebę nie tylko zjednoczenia, ale i prędkiego działania z użyciem nieszablonowych środków… To właśnie doprowadziło do Wielkiej Destabilizacji Magii — wydarzenia, które na zawsze zmieniło oblicze Fallathanu. Zgromadzeni w tym celu w Amarth magowie mieli wspólnie rzucić potężne zaklęcie, które miało osłonić cały kontynent magiczną barierą chroniącą przed agresją z zewnątrz. Niestety rytuał uległ sabotażowi. Bariera ostatecznie nie powstała, jednak potężny kataklizm (znany jako Wielka Destabilizacja Magii), jaki nastąpił w efekcie tych zdarzeń, ochronił Amarth. Straszliwa eksplozja niekontrolowanej, czystej magii doprowadziła do gwałtownych sztormów i podniesienia się poziomu mórz w całym Fallathanie, to zaś spowodowało zatopienie większości portów i wielu lądów, zniszczenie nacierającej na Amarth vantijskiej floty i potopienie tej części atakujących wojsk, które akurat znalazły się na odciętych i zalanych przez wodę terenach. Destabilizacja magii dosłownie zatrzęsła kontynentami, a podnoszący się poziom wód w krótkim czasie spowodował zalanie niemal wszystkich żyznych i pełnych bogactw terenów Vanthii. Z dużego państwa w zaledwie kilka strasznych tygodni pozostała średniej wielkości, nieprzyjazna, niemal całkiem pozbawiona zasobów górzysta wysepka. Inne kontynenty też ucierpiały — przede wszystkim tracąc porty — jednak tylko Vanthia miała tak wiele kluczowych terenów położonych tak nisko w stosunku do ówczesnego poziomu wody. Część mieszkańców uratowała się, przenosząc się do górskich osad — w tym cała rodzina królewska. Z potęgi Vanthii jednak wiele nie zostało. Powiada się, że królowa Victoria III, widząc to, zmarła ze zgryzoty.
Na tron wstępuje więc przedwcześnie młody syn Victorii III, Derrick, u którego brak doświadczenia i rozsądku stanowił niebezpieczną mieszankę z jego butą i popędliwością. Ledwo go ukoronowano, a zażądał złożenia hołdu od dwóch swych kuzynów sprawujących władzę w Kolonii Vanthijskiej oraz Księstwie Ostwaldzkim. Natychmiast też wydał im rozkaz, by za wszelką cenę szykować drugą inwazję na Amarth. Jednak obaj jego kuzyni rozsmakowali się już we władzy, jaką mieli obecnie nad terenami zdecydowanie większymi i bogatszymi od macierzystej Vanthii. Uważali też za oczywiste, że w tym momencie inwazja na Amarth byłaby skazana na niepowodzenie.
Młody król za cel postawił sobie więc zmusić obu kuzynów do ukorzenia się i oficjalnego uznania jego władzy. Jego wysiłki w tym kierunku okazały się jednak nieudolne i nieskuteczne; ostatecznie osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego — dwaj kuzyni potajemnie zawarli sojusz i wbrew młodemu królowi ogłosili Ostwald księstwem, a Kolonię Vanthijską — Wielkim Imperium Vanthijskim. Najpierw niepodległość ogłosiło Księstwo Ostwaldzkie. Władzę nad tymi terenami tuż po ich podboju Victoria III przekazała swojemu kuzynowi Aeneasowi, przedstawicielowi rodu Diesbahtów — potężnych książąt mających pewne pretensje do Vanthijskiego tronu. Chciała ich w ten sposób udobruchać i wybić im z głowy marzenia o koronie Vanthii. W Imperium z kolei dotychczasowy naczelnik Kolonii, Thoran ze szlachetnego rodu Rion, został ogłoszony imperatorem i rościł sobie prawa do władzy większej niż królewska.
Derrick był żądny władzy, sfrustrowany i popędliwy, ale nie szalony. Mądrym doradcom udało się wyperswadować mu to, co sam czuł w głębi duszy. W momencie, gdy najcenniejsze tereny Vanthii znalazły się pod wodą, dla Imperium i Ostwaldu stało się tak samo jasne, jak dla młodego króla, że Vanthia nie stanowi dla nich już ani żadnego zagrożenia, ani też łakomego kąska… Kiedy więc sytuacja ustabilizowała się, Imperium i Ostwald podpisały z Vanthią traktat pokojowy, w którym w zamian za pomoc humanitarną i wsparcie finansowe w odbudowie małego teraz już państewka, wymogły na młodym królu zrzeczenie się tytułu królewskiego i wszelkich roszczeń do tronów Imperium i Ostwaldu. Efektem tego była też wiele znacząca i upokarzająca zmiana nazwy państwa z Wielkiej Vanthii na Małą Vanthię. Imperium i Ostwald zgodziły się też na uznanie Małej Vanthii za księstwo i terytorium neutralne. Wkrótce później do tego paktu dołączył Amarth.
Już w 2 roku n.e. na wyspie rozpoczęto budowę nowej stolicy — Illtrium, która początkowo była niewielką, portową osadą. Dzięki wsparciu z kontynentu Tarneth w zaledwie kilka dekad niemal od podstaw udało się wybudować piękne, nowoczesne miasto wraz z rozwiniętym portem i flotą. Było to możliwe dzięki pracy najlepszych vanthijskich architektów, inżynierów, budowniczych i rzemieślników, którzy przetrwali katastrofę.
Z czasem Mała Vanthia, jako dogodnie położone na mapie świata terytorium neutralne, zaczęła odgrywać istotną rolę polityczną i handlową, tworząc niezwykle przyjazny grunt dla wszelkiej maści interesów, paktów, układów i umów. Wygodny system obelisków teleportacyjnych, jak i rozwinięta flota sprawiają, że łatwo dostać się na Małą Vanthię z każdego niemal zakątka Fallathanu, można też dzięki niej komfortowo przewozić towary drogą morską. Infrastruktura Małej Vanthii jest starannie dopasowana do wszelkich potrzeb nawet najbardziej wyrafinowanych gości z najróżniejszych krain i ras. Jest w tym jakaś ironia, że miejsce, z którego wyłoniło się owładnięte rasizmem Imperium, jest teraz enklawą rasowej tolerancji, w której liczy się tylko to… czy masz pozycję i złoto. Dzisiejsi mieszkańcy Małej Vanthii, zwłaszcza ci z wyższych sfer, pielęgnują swoje tradycje i historię; nigdy do końca nie pogodzili się z upadkiem znaczenia swego państwa. Bywają niezwykle dumni, choć mają przy tym często nienaganne maniery. Niemal wszyscy twierdzą tu, że mają szlachecki i wielopokoleniowy rodowód, a większość utrzymuje, że wywodzi się wprost od rodziny królewskiej, co — zważywszy jurność vanthijskich królów — w wielu przypadkach może nawet być prawdą… Mieszkańcy Małej Vanthii nazywają się nadal Vanthijczykami; nazwać tu kogoś Małovanthijczykiem jest wielką obrazą.
W godle Małej Vanthii widnieje złoty Łosoś — symbol żywotności, witalności, wytrwałości, indywidualizmu, wędrówki, zdolności przystosowania się do nowych warunków otoczenia. Łososia często utożsamia się ze zdolnością podążania własną drogą mimo przeciwności, „pod prąd". Na uwagę zasługuje wiążąca się z tym godłem historia. Tradycyjnym symbolem Vanthii był bowiem od początku jej istnienia złoty lew manifestujący dumę i siłę kraju Ludzi. To właśnie lew na chorągwiach towarzyszył vanthijskim wojskom podczas podboju kontynentu Tarneth. Później jednak, po WDM, jednym z warunków pokoju zawartego z nowo powstałym Imperium Vanthijskim było zrzeczenie się symbolu lwa na rzecz tego państwa, jako „nowej kolebki" Ludzkości. Początkowo Vanthijczycy nie chcieli się na to zgodzić, słusznie widząc w tym zamiar upokorzenia ich państwa, Imperium nie miało jednak zamiaru dać za wygraną w tej sprawie i haressdreńscy doradcy zasugerowali księciu Vanthii, by przystał na to żądanie. Gdy rozdrażniony książę spytał, co w takim razie ma umieścić w herbie, jeden z dyplomatów Imperium miał odpowiedzieć złośliwie: „W herbie skalistej, nic nieznaczącej wysepki? Może jakąś rybę?". Książę zerwał wtedy spotkanie, urażony do głębi tym komentarzem, jednak porozumiawszy się z doradcami uznał, że obficie występujący na wyspie łosoś — imponująca, szlachetna i wojownicza ryba o bogatej symbolice może być dobrym pomysłem na symbol kraju silnie związanego z wodą, podnoszącego się z ruin i konstytuującego się całkiem na nowo — niezłomnego, żywotnego, niepokornego. Powiada się, że chciał w ten sposób też przytrzeć nosa owemu złośliwemu dyplomacie. Na Małej Vanthii popularna jest też legenda o tym, jak to sam Talon zesłał na księcia Derricka sen, w którym przybrał avatar Mądrego Łososia i obiecał, że pod tym symbolem zapewni Vanthii bezpieczeństwo i dobrobyt. Niezależnie od tego, czy była to prawda, czy nie, jak dotąd ta dobra wróżba się spełniała...