4 Webala (listopada) 1375 roku
Natea, prowincja Grandes Planícies, prowincja Areias Douradas, plaża przy zatoce Perłowa Laguna
Powiadają, że Natea jest dość hermetyczna i chłodna w stosunku do obcych. Wierutna bzdura! To kraina wystarczająco otwarta i gorąca, by chętnie przyjmować kraby licznych obieżyświatów, klientów, kupców czy kuracjuszy. Wbrew pozorom rdzenni mieszkańcy Natei są bardzo gościnni, ale fakt, ostrożni na pewno. Po wielkim sukcesie wybudowania Cudu w Natei, magnat Matias z rodu Abarquero* poszedł za ciosem i stał się pomysłodawcą oraz organizatorem pierwszych oficjalnych „Zawodów pływackich” w Natei. Ze względu na spodziewane tłumy, po konsultacji z władzami miasta Casa de Vida oraz Praii, magnat miał do dyspozycji nie tylko swoich gwardzistów, ale także strażników miejskich, którzy byli przypisani do patrolowania traktu prowadzącego nad lagunę oraz samej plaży. Szlachcic, jako organizator zawodów, pamiętał także o zatrudnieniu rybaków i łowców wodnych bestii do czuwania nad bezpieczeństwem bezpośrednio w Perłowej Lagunie. Magnat miał łeb na karku. Wiedział, że wiele osób przybędzie do Casa de Vida obeliskiem, czyli wylądują wpierw w stolicy prowincji Grandes Planícies, a tam gospody będą pękać w szwach, a handlarze zacierać ręce. Zyskają na tym święcie, nim się na dobre rozpocznie. Wielu kupców wniosło prośby o licencję na handel bezpośrednio na plaży, ale tylko pięciu szczęśliwców otrzymało na to zgody. Matias Abarquero nie chciał z tego miejsca robić targowiska, najważniejsze było zapewnienie jadła, trunków, pamiątek i szat, bo pewnikiem ktoś mógł zapomnieć zabrać odpowiednie stroje, ręczniki czy kapelusze chroniące przed Solimusem. I tak oto zgodę otrzymali: Teo Juárez* na stragan „Pamiątki u Teo”, Isabel Pedrero* „Szaty i dodatki u Isabel”, Kiriae Ilras z organizacji Equilibrium „Ciastka u Kiriae”, Rafiss z organizacji Kult Stotwarzowida „Jadło u Rafiss” oraz organizacja Cichy Wspólnik na stragan z owocami i alkoholem. Kto rezolutny, ten wpadł na pomysł, by sprzedawać swe towary wzdłuż traktu prowadzącego do laguny. I jak można było się spodziewać, przybyszów pojawiło się całkiem sporo, bo Wielkie Ogrody Natejskie same w sobie działały jak magnes, które przyciągały liczne pielgrzymki odwiedzających. To był też dobry czas dla straży miejskiej, bo obok nadmiaru roboty przybyło im o niejedną sakiewkę więcej.
Powietrze na plaży było przesycone zapachem morskiej bryzy, wonią alkoholu i pieczonego na ogniu mięsiwa. Dało się słyszeć skrzek mew i papug, a gwar plażowiczów wypełniał przestrzeń całkowicie. Na miejsce przybyło mnóstwo ludzi, którzy rozsiali się po złocistym piasku niczym mrówki. Nie przybyli tu dziś pracować, tylko odpoczywać, wspierać zawodników i wziąć udział we fieście zaplanowanej na wieczór. Pośród mieszkańców Casa de Vida i gości przybyłych z wszystkich stron świata znaleźli się także przedstawiciele różnych organizacji i rodów. Na natejskiej plaży zjawiła się reprezentacja Bramy Cechowej, która zaoferowała swoich artystów, aby ci uświetnili swoją muzyką czas spędzany na plaży. Oprócz dwóch skrzypków, Aleasandrila d` Veroth oraz Hyeona* młodego, niewidomego, ale utalentowanego muzycznie chłopca, wystąpiło dodatkowo dwóch bębniarzy, którzy mieli energicznym rytmem porwać tłumy. I jak pierwszy utrzymany w spokojnej nucie występ nie spotkał się ze zbyt wielkim entuzjazmem, tak drugi, o żwawszej melodii, wywarł zdecydowanie lepszy efekt. Z Bramy Cechowej przybyła także Neerice, opiekunka chłopca. Z organizacji Kult Stotwarzowida stawiła się bardka Tatiana, która w asyście czterech grajków, Klausa*, Tilitio*, Justusa* i Charlie*, zaśpiewała pieśniczkę utrzymaną w tonie żartobliwo-prześmiewczym, której bohaterami byli Szach i Mat. Zaraz po niej swój komediowy występ miała Benea, również przedstawicielka Stotwarzowida. Rafiss i Maxiline, także reprezentantki tegoż kultu, zajmowały się stanowiskiem, przy którym przygotowywały i podawały jadło. Oprócz klasyki gatunku sztuki kulinarnej w postaci pieczonych wiewiórek serwowano pieczonego dorsza i zestawy kolorowych sałatek. Na tym wydarzeniu nie mogło zabraknąć reprezentacji natejskiej organizacji Cichy Wspólnik, która stawiła się całkiem sporą grupą. Liderce Rhianwen asystowali Naina Vasquez, Matylda Rinelheim, Rosa Leothana, Ivo Wieretienow oraz Giovana Rodriguez. Pod pieczą Cichego Wspólnika znalazło się stanowisko z egzotycznymi owocami, pieczywem, oliwą i oliwkami pochodzącymi z regionu Casa de Montanha, a także cydr w dwóch odmianach — kwaśnej oraz doprawionej miodem. Z ramienia amarthyjskiej organizacji Dies Irae stawili się Adria Verrno, Rey Carné, Frida Varejão, Beatriz Varejão, Fayeth Varejão, Sovalay Karsell oraz Selya Gårvargensväg, która miała pełnić rolę asystentki medyka Roberto Azevedo* i wraz z nim czuwać nad bezpieczeństwem plażowiczów w aspekcie niesienia pomocy medycznej. Z amarthyjskiej gildii Górska Ferajna dotarli na zawody Voldo z Lornar oraz Wenthia z rodu Cairndow. Ze szlacheckiego rodu Cairndow przybyła także Charlotte, kuzynka Wenthii. Z Amarth trafił tutaj Linear, lider organizacji Magokracja. Natomiast Kiriae Ilras, członkini organizacji Equilibrium, zajmowała się sprzedażą swoich smakowitych wypieków. Rzecz oczywista na takim wydarzeniu nie mogło zabraknąć przedstawiciela Inkwizycji, który miał czuwać nad bezpieczeństwem ogółu pod kątem nadużyć stosowania magii. Na plaży natejskiej w tym dniu pełnił tę rolę Oystein Kramer. Z imperialnej organizacji Zew przybyła Błękitna Pani — Maji Wody — Esnu. Również z Imperium, z ramienia organizacji Wilkierz, do Natei przedostała się Felicja. Niezrzeszeni pod żadnym sztandarem gildyjnym byli Zadar, Irsemin oraz Venelia. Do słonecznej i pięknej krainy przybyli także przedstawiciele imperialnego rodu Royce, a mianowicie Darcy, Thenard oraz Thadeus, w towarzystwie swych oryginalnych pupili — świnek.
Długo by opowiadać w najdokładniejszych szczegółach, co też działo się na plaży, zanim na dobre rozpoczęły się zawody pływackie. Dość wspomnieć, że Raul Catalá* oficjalnie powitał zawodników, gości i mieszkańców regionu. Współorganizator wydarzenia zapowiedział występy muzyków i komediantów. Ku zadowoleniu obecnych te przebiegły bez żadnych przeszkód, nie licząc kilku fałszywych nut, które wkradły się do pierwszych strun. Melodia druga była znacznie lepsza, żwawsza i Natejczykom bliższa. Piosenki, żarty, ciepły piasek, kojąca bryza i szum fal, piwo, rum… Niewolnice należące do magnata Abarquero, roznoszące owoce i świeżo wyciśnięte soki. W tym jedna, szczególna, która nie potrafiła mówić przez to, że była pozbawiona języka. Nie przeszkodziło to jej zdradzić swego imienia, które napisała na piasku… Aneke*. Jednak jej spojrzenie mówiło: „Ratuj mnie”.
Plaża to przede wszystkim leniuchowanie, opalanie, korzystanie z jadła i trunków. Ivo ledwo przeżył poczęstunek z kuchni Rafiss, gdyż było to dla niego zdecydowanie zbyt ostre wyzwanie. Plaża to kąpiele, a do tego wszak należy stosownie się przebrać. Voldo nie zważał na nic, kiedy świecił gołym tyłkiem jaśniej niż solimusowa tarcza, wprawiając tym samym w stan wzburzenia… a może zaciekawienia kobiece serca. Pobyt tutaj to także szaleństwo zakupów od wachlarzy, poprzez pamiątki, skończywszy na fatałaszkach. Kupcy mogli zacierać ręce, wszak transakcje były zacne. Szczęście uśmiechnęło się także do Esnu, bo Maji Wody natrafiła na perłę… a, ironio losu, nie były to perły przed wieprze… choć te małe prosiaczki stały dosłownie tuż obok. Piesek Anda tulił się i łasił, niezła z niego przylepa, szczególnie do pani Felicji, która za nic w świecie nie chciała go puścić. Zwierzyńca nie brakowało, oj tętniło tu życiem, tętniło. Tu skorpionik, tam ostra rybka, tu jad, tu zranienie… Medyk i Selya dwoili się i troili, byleby wszystko poszło w zapomnienie. Rosa i Thenard, finalnie cali i zdrowi, zwarci i gotowi. Fayeth łobuz, urwis jeden, sądził, że skradnie jadło, lecz wpadł w silne ramiona strażnika jak śliwka w kompot. Dwanaście prac Fayetha nie pójdzie na marne, wszak obrał kartofli i marchwi u Rafiss na odpokutowanie chyba ze dwieście… Czas mijał nieubłaganie, ale należało trochę spoważnieć. Zawody czekały i sława wielka!
Do zawodów pływackich zgłosiło się ośmiu zawodników: Thenard Royce z Imperium, Beatriz Varejão z Natei, Fayeth Varejão z Natei, Wenthia Cairndow z Amarth, Thadeus Royce z Imperium, Ivo Wieretienow z Imperium, Venelia z Imperium oraz Voldo z Amarth. Po przybyciu na plażę magnata Matiasa Abarquero i uroczystym otwarciu zawodów pływackich, na których przedstawione zostały zasady wodnego wyścigu, przyszedł czas na rozpoczęcie konkurencji. Cel był bardzo prosty – należało dopłynąć do dużej łodzi, specjalnie wykonanej i udekorowanej na to pływackie święto. Jeśli zawody wejdą na stałe w kalendarium natejskich świąt i zabaw, łódź ta będzie przeznaczona tylko i wyłącznie na ten cel. Stanie się ich symbolem i miejscem, które zabierze pływaków z mety z powrotem na brzeg. Nie była to łódź nadająca się do długiej żeglugi na otwartym morzu, bowiem nie miała ani masztów, ani żagli. Jeno liczne wiosła i niewolnicy od razu mogli budzić skojarzenia z galerą. Nie była to jednak też klasyczna galera. Tę łódź określano po prostu jako lindo barco, czyli we wspólnym „piękną łodzią”, pełniła funkcję ozdobną i transportową. Była bogato przyozdobiona kwiatowymi girlandami, a na „mostku kapitańskim”, oprócz kwiatów, siedziała tam całkiem zadowolona papuga ara. Niestety nie była to krewna słynnego już papuziego Igora i podwójne niestety — nie gadała, nie przeklinała, tak jakby w tej materii miała świat głęboko w... pod piórem.
Zawodnicy ruszyli! Piasek spod ich rozpędzonych stóp bryzgał na wszystkie strony, podobnie jak woda, do której biegli jak najszybciej. Na samym początku wszyscy byli sobie równi, dopóki nie dotarli do linii wody, od której dało się już swobodnie zacząć płynąć. Thadeus okazał się niewiarygodnie wprost szybki! Ludzie przecierali oczy ze zdumienia, z jaką gracją, płynnością, zwinnością niczym delfin przemierzał wodną toń Perłowej Laguny. Wysunął się zdecydowanie na prowadzenie, nie dając nikomu szans, by się wyprzedzić. Zwolnił zatem tempo, nie chcąc zbyt szybko stracić na wytrzymałości. Tuż zanim znalazł się krewniak Royce’a, Thenard, który pruł przez lazurową toń, jakby chciał się zemścić na tej wodzie, która tak go okrutnie wcześniej doświadczyła przez ukłucie ukrytej w piasku ryby. Był godnym rywalem dla Thadeusa. Miał dobrą wyjściową pozycję pływacką i przewagę nad rywalami, nie licząc rzecz jasna krewniaka. Pierwszą z kobiet, która zyskała przewagę nad pozostałymi, za wyjątkiem tych, których ścigała, była Wenthia. Niestety szybko przekonała się, że nagły wysiłek może być bardzo wyczerpujący. Musiała zwolnić tempo, by nie opaść z sił. Tuż za Wenthią w rankingu szybkości znalazła się Venelia. Płynęła poprawnie, niezbyt wysiłkowo, średnim tempem, raz za razem pokonując kolejne metry. Tuż za nią, z niewielką dzielącą różnicą, znalazł się Ivo, który poczynił średnio zadowalający start. To, co działo się za nim, toż to była czarna rozpacz dla obserwatorów i ich wielbicieli. Zarówno Voldo, Beatriz, jak i Fayeth mogli podać sobie ręce. Mieli prawie identyczną sytuację pływacką. Łączyło ich to, że byli daleko w tyle za przodującą piątką zawodników. Fatalny początek zawodów, oj fatalny!
W wrzawie, przy skandowaniu imion swoich faworytów, w porywającej euforii pływacy brnęli dalej przez lagunowe wody. Niezmordowanie, do przodu, choć w różnym tempie w zależności od fizycznych predyspozycji, obranej techniki i strategii. Organizm miał swoje progi i bólu, i wytrzymałości. Mięśnie zarówno rąk i nóg, jak i całego ciała pracowały nieustannie u każdego z zawodników. Ten wodny sprawdzian nie należał do łatwych. Trzeba było sobie to uświadomić. Pływanie na dystans przy wyścigu to zupełnie inna sprawa niż relaksujące chlapanie w wodzie. Thadeus ponownie przyspieszył, aż dziw brał, skąd u niego takie doświadczenie w tej umiejętności? Niechybnie musiał gdzieś się hartować, bo już na tym drugim etapie mógł marzyć, że to jemu przypadnie złoty medal. Nie dał innym zawodnikom szans. Był niczym wodna bestia w swoim żywiole, ciął taflę wody, jakby czynił to całe dotychczasowe życie. Ponownie jednak ciało zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa, ryzykował z tą szybkością kosztem siły. Musiał znowu ograniczyć wysiłek, jeśli nie chciał kompletnie opaść z sił. Niespodziewanie, jak nie przyspieszył Voldo! Tak jakby wstyd rozczarowania palił mu tę brodę. Musiał to zmienić, musiał dać z siebie wszystko. Początek miał fatalny, zapewne przez pełny żołądek i uczucie ociężałości, a może musiał po prostu wpaść w rytm? Poczuć tę wodę. Chyba to podziałało, bo zdeklasował Thenarda, zajmując drugą pozycję i goniąc Thadeusa. Ten wysiłek u Voldo został okupiony spadkiem siły, więc po tym szczęśliwym dla niego odcinku musiał zwolnić tę wodną szarżę. Thenard na trzeciej, mocnej pozycji musiał się postarać, by nie wypaść z wodnej pierwszej trójki. Na drugim odcinku gorzej mu poszło w kwestii szybkości, tak jakby oszczędzał siły na decydujący, ostatni wodny trzeci etap. Łódź ustrojona w girlandę kwiatów, z linami, a nawet z kolorową siedzącą tam arą czekała na przyjęcie zawodników. Ivo zebrał się w sobie i przyspieszył, poprawiając swoją pozycję w Perłowej Lagunie. Był na bardzo nielubianym przez wszystkich czwartym miejscu. Dowiódł jednak, że nie poddaje się tak łatwo. Podobnie jak Voldo, który z szóstego miejsca prawie wskoczył na drugie. Jednak wszystko jeszcze mogło się zdarzyć. Na przykład to, że dosłownie dwa metry różnicy dzieliło Beatriz od przegonienia Ivo. Płynęli teraz prawie łeb w łeb. Nie gorsza okazała się Venelia, która znacznie większe tempo narzuciła sobie na tym środkowym etapie. Ten dla jednych był szansą, dla innych niestety… bez większych rewelacji. Wenthia niestety słabła, mięśnie coraz ciężej, wolniej, leniwiej wprawiane były w ruch. Trudno natomiast rzec, co się działo z Fayethem, bo nie uczynił znacznego postępu w wodzie. Czyżby brak jego ukochanych jaszczurzych gatek przyniósł takiego pecha? Ta cholerna grochówka? A może to jakaś klątwa Rafiss? Fayeth już wiedział, że nie wygra, co gorsza, że będzie ostatni… ale czy się podda? Zniechęci? Wylezie z wody?
Najwięcej emocji było jak zawsze na ostatnim, trzecim już odcinku. To tu miało rozstrzygnąć się wszystko. Thadeus pozbawił wszystkich i to od samego początku nawet złudzenia, a nie tylko marzenia o zwycięstwie. Sprawiał wrażenie, że jest w stanie opłynąć Nateę, i to całą dookoła! Był nie do powstrzymania. Nikt nawet nie zobaczył jego stóp wbijających się rytmicznie w wodę. Przepaści między nim a resztą nie dało się nadrobić. Thadeus jako pierwszy sięgnął lin i wdrapał się łódź, gdzie od razu otrzymał ręcznik do wytarcia, a później kwiatowy amulet od jednej z niewolnic i do picia wodę, wino lub piwo do wyboru. Mógł z łodzi oglądać ekscytującą końcówkę zawodów. Na drugim miejscu finalnie znalazł się Thenard, który wytężył całą swoją rezerwę sił, byleby przegonić Voldo brodacza i wyrwać mu całkiem przyzwoite drugie miejsce. To była prawdziwa walka wodnych tytanów… ale największą chyba niespodziankę sprawiła Beatriz, która niczym ukryty wodny smok i przyczajony morski wąż prześlizgnęła się nie wiadomo kiedy na trzecie miejsce! To dopiero był szok, jak bardzo wszystko na sam koniec się poprzestawiało. Niewiarygodne! Kosztowało to Beatriz spory wysiłek, bo gdy dopłynęła do łodzi, to wymordowana była zacnie, ale dokonała tego. Stała się trzecią osobą na łodzi, zaraz po Thenardzie, który stawił się przy kuzynie i mógł już odsapnąć. Voldo płynął chaotycznie. Raz przyspieszał, raz zwalniał, tak jakby szczęście z pechem w tej wodzie rzucało nim na zmianę. Koniec końców Voldo był czwarty na łodzi. A mógł tyle nie jeść. Biorąc pod uwagę, że nastawiał się na chlanie, a nie pływanie, to poszło mu znakomicie. Wenthia łatwo się nie poddała. Poprawiła swój wynik wystarczająco, by znaleźć się finalnie na łodzi jako piąta. Venelia była jako szósta. Niestety na ostatnim odcinku opadła z sił na tyle, że nie mogło to mieć przełożenia na efekt szybkości. Nie mniej pocieszony mógł być Ivo, który na ostatniej wodnej prostej zaprzepaścił swój wcześniejszy trud. Spadł na siódme, przedostatnie miejsce. Był tak zmęczony, że ledwo dał radę wspiąć się po linach na statek, w końcu jednak mógł znaleźć tam ukojenie dla mięśni i płuc zmęczonych tym ogromnym wysiłkiem. I jako ostatni dotarł na łódź, ale w bliskiej asyście wodnego strażnika… Fayeth. Dopłynął o własnych siłach, ale powolnym tempem, na pewno nie wyczynowym, gwałtownym. Zabrakło jaszczurzych gaci. To na pewno przez to przegrał. Zdecydowanie!
Ogromne brawa rozbrzmiały dla zawodników stojących teraz na łodzi niczym wodni herosi. Brawa mocne, głośne, rozchodzące się głośnym echem po całej Perłowej Lagunie… Prawda taka, że wszyscy zostali docenieni przez obserwatorów wyścigu. To były wspaniałe zawody, a emocji tu nie brakowało. Szczególnie na sam koniec.
Złoty medal i pięć milionów miedzianych krabów za zajęcie pierwszego miejsca otrzymał Thadeus Royce z Imperium. Srebrny medal i trzy miliony miedzianych krabów za drugie miejsce zgarnął Thenard Royce z Imperium, a nagrodę w postaci medalu z brązu i jednego miliona miedzianych krabów otrzymała Beatriz Varejão z Natei! Wszyscy zawodnicy za wyjątkiem Fayetha, który nie był zainteresowany odbiorem nagrody, otrzymali kosze z natejskimi egzotycznymi owcami, winem oraz rumem. Nagrodę pocieszenia, która przepadła Fayethowi, otrzymała Venelia za wymyślenie nazwy „Czarna Perła” dla odświętnej łodzi.
Dodatkowo na wieść o organizowanych zawodach pływackich zareagowała natejska organizacja Cichy Wspólnik. Uzyskała zgodę na to, by przekazać wybranemu przez siebie zawodnikowi nagrodę specjalną. I tak oto z rąk Rhianwen naszyjnik z zatopionych w złocie zębów rekina trafił do Thenarda Royce, który w ocenie Cichego Wspólnika „ma duszę lwa”.
W czasie pobytu na plaży nie mogło zabraknąć lepienia figur z piasku. Rychło urządzono konkurs na najpiękniejszą rzeźbę piaskową, do którego zgłosiły się trzy panie: Adria Verrno, Sovalay Karsell oraz Venelia. Adria podążała mocnym tropem pośród symboli. Całkiem słusznie założyła, że przydałby się jakiś wodno-rybi akcent. Wybór kelpi był całkiem trafny. Rybi ogon bardzo wyraźnie nawiązywał do wód i mórz, a symbolika łba końskiego kojarzyła się z wolnością, pełnią życia, przestrzenią, a nawet nieokiełznanym temperamentem, jakże pasującym do Natejczyków.
Venelia podążyła śladem zmysłowości, chcąc swoją rzeźbą oddać hołd kobiecemu pięknu. Kobiety w Natei były ważne, charakterne, temperamentne i piękne. Kochały nie tylko dobrą natejską kuchnię, ale przede wszystkim taniec! Pełne życia i wewnętrznej siły, charakteryzowały się żywiołowością i energicznością. Zacnym był więc ukłon w stronę niewiast, a figura piaskowej, leżącej atrakcyjnej kobiety wyszła Venelii zachwycająco dobrze. Najwięcej zachodu zajęło zgromadzenie odpowiedniej ilości piasku. Później nastąpiło wstępne nadanie kształtu i pozy kobiety. Głowa, ramiona, biust, brzuch, nogi... a na sam koniec dbałość o detale i upiększenie figury muszelkami i kamyczkami. Figura wyszła naprawdę ponętna i aż żal brał, że nie jest prawdziwa, jeno piaskowym wytworem.
Sovalay może nie była doświadczoną rzeźbiarką ani wybitnie uzdolnioną manualnie w tej dziedzinie personą, ale jednego jej nie wolno odmówić — wielkiego serducha, które wkładała w swoją pracę. Widać było, że dziewczę po prostu czerpało frajdę z lepienia zwierzaka, który był tak bliski jej naturze. Wilk nie kojarzył się ani z morzem, ani z plażą, ani z Nateą, ale nie przeszkodziło to dziewczęciu w realizacji swego piaskowego planu. Trudno jednoznacznie stwierdzić, co zawiodło, czy pośpiech, czy za mało wody, ale piasek nie okazał się zbytnio „posłuszny” w rękach młódki. Niestety trzeba było przyznać, że figury piaskowe Adrii i Venelii były zdecydowanie lepsze pod kątem wykonania. Matias Abarquero ogłosił wyniki konkursu, w którym trzecie miejsce zajęła Sovalay Karsell za pracę „Wilk”, drugie miejsce Venelia za pracę „Pożądanie”, natomiast pierwsze miejsce zgarnęła Adria Adria Verrno za pracę „Kelpie”. Nagrodami za trzecie i drugie miejsce były kosze z owocami oraz butelkami natejskiego rumu i wina, zaś za pierwsze miejsce Adria przyjęła szkatułkę z milionem miedzianych krabów oraz kosz z owocami i alkoholami natejskimi. Dodatkowo jej ulepiona figura ma stanowić wzór dla rzeźby, która wieńczyć będzie specjalnie zbudowaną festiwalową łódź. Matias zorganizował także nagrodę dziecięcej publiczności, którą otrzymała Sovalay za swego piaskowego wilka. Otrzymała upominek w postaci wieńca z egzotycznych kwiatów oraz amulet z muszelkami.
Do wyjątkowego turnieju wymyślonego przez Rafiss zgłosili się Oystein Kramer, Naina Vasquez oraz Giovana Rodriguez. Zawody z trzema różnymi wyzwaniami niewątpliwie stanowiły źródło dobrej rozrywki zarówno dla uczestników, jak i obserwatorów tych zmagań. Na pierwszym etapie należało ugrillować kawałek mięsa, z czego jeden był bardzo trudny do zidentyfikowania, co u niektórych wzbudziło podejrzenia najmroczniejszego kalibru. Najlepszą na tym etapie okazała się być Naina, która nie tylko nie przypaliła mięsa, jak to uczynił Kramer, ale też nie upuściła go do piachu, jak to zrobiła Giovana. Druga konkurencja polegała na teście mocnej głowy. Zawodnicy mieli wypić mieszaninę alkoholi, po której zwróciłby nawet zatwardziały Krasnolud, a mianowicie piwo, białe wino, czerwone wino, wódę i spirytus. Wprost nie do wiary! Jak powiadają świadkowie, w chwili, kiedy zawodnicy pili te wszystkie trunki, trzymali się dzielnie, ale później to już tak dobrze nie było. To odbiło się na ich zdrowiu. Niezrównany w chlaniu okazał się Kramer, tuż za nim Naina i na samym końcu Giovana, która ledwo, ledwo dała radę wytrzymać. Trzecia konkurencja polegała na zabawie w kokosowe kręgle, gdzie liczyło się tylko to, kto po pijoku strąci największą liczbę ułożonych w stosik kokosów. Rzecz jasna należało to zrobić na drewnianym torze za pomocą… kokosa. Ubaw był co niemiara, tym bardziej że zawodnicy zdążyli się mocno podchmić. Trudno wytłumaczyć, jak im się to udało, ale Naina, mocno już wstawiona, trafiła trzy kokosy, Giovana ciut więcej, bo aż sześć, natomiast dziewięć kokosów zapewniło zwycięstwo Kramerowi, a tym samym wygraną w całym Trójboju Rafiss! Nagrodę główną, czyli szklankę wódki, pieczoną wiewióreczkę z sosem „Wspólna cela z Orkiem” oraz trzy siarczyste całusy sponsorowała Rafiss, natomiast milion miedzianych krabów oraz natejski kosz z rumem dołożyli organizatorzy wydarzenia. Trudno rzec, czym kierował się Inkwizytor, ale w tym dniu przekazał pieniężną wygraną na poczet lazaretu w Casa de Vida, co zostało bardzo dobrze odebrane przez tutejszą społeczność.
Po zakończonym Trójboju Rafiss odbyła się fiesta! Przy wielkim ognisku, muzyce i rumie bawiono się do białego rana… Godnym zapamiętania momentem stał się przepiękny pokaz skocznych delfinów, które na tle zachodzącego słońca były niczym ukoronowanie dnia.
Wiele szczęścia mieli uczestnicy biorący udział w zawodach pływackich, bowiem nikt nie wiedział, że w okolicy pojawił się żarłacz biały. W błogiej nieświadomości przeprowadzili zawody z dala od rekina, którego odstraszyła obecność delfinów. Niestety następnego dnia, gdy plaża już opustoszała, jeden z Natejczyków postanowił orzeźwić się w wodach laguny. To nie był najlepszy pomysł, iść popływać, gdy było się na kacu. Zbytnie oddalenie się od brzegu też nie pomogło, kiedy złapał skurcz… a chwilę później doszło do ataku, którego się pływak w ogóle nie spodziewał. Na plaży rozległ się przeraźliwy krzyk, który przepłoszył wszelkie ptactwo z okolicznych drzew i krzewów. Krew z odgryzionej nogi zabarwiła wody Perłowej Laguny. Gdyby nie celne trafienie harpunem w wykonaniu rybaka Gustava* z Talkensburga, pływak nie miałby żadnych szans na ocalenie. Udało się go wciągnąć na łódkę, a ranny żarłacz odpłynął… Gdy Gustav dobił do brzegu, nie pozostało mu nic innego jak przypalić ogniem kikut nieszczęśnika… Całe miasto żyło atakiem rekina i o niczym innym nie mówiono. Jak można było się domyślić, rychło urządzono polowanie na niekwestionowanego władcę pośród ryb. Nie było takiej siły, która odgoniłaby rybaków od tego zamysłu. Emocje wzięły górę. I jak zawsze... egoistyczna żądza sławy. Powrócili nad Perłową Lagunę. W ruch poszły krwawe, śmierdzące przynęty i tak długo nęcono w głębszej części laguny... aż do skutku. W ruch poszły sieci, harpuny... Było do przewidzenia, że ta ostra nagonka może zakończyć się tylko sukcesem.
Do niecodziennej sytuacji doszło w czasie zawodów pływackich, kiedy to grupa małoletnich złodziejaszków postanowiła się zabawić kosztem Inkwizytora. Jednak ambitny plan odwrócenia uwagi Oysteina Kramera nie powiódł się, podobnie jak próba okradzenia go z sakiewki. Złodzieje Diego*, Tomás*, Paulo* i Ricardo* zostali bez większych problemów pojmani i doprowadzeni przed oblicze kapitana straży, który nie miał wobec nich taryfy ulgowej i potraktował jak dorosłych przestępców. Sytuacja się skomplikowała, kiedy o małoletnich złodziejaszkach dowiedział się Aleasandril d` Veroth, elfi szlachcic, który poprosił o spotkanie w ich sprawie i wysłuchanie. Wstawił się za nimi, ale moc jego argumentów nie trafiła na podatny grunt. Tym bardziej, że dwóch z nich dokonało próby ucieczki z namiotu strażników, na szczęście udaremnionej. Kapitan stracił opanowanie, kiedy usłyszał z ust Elfa zapytanie, czy może dać dzieciakom jeść i pić i czy może im zaśpiewać… Furia wstąpiła w kapitana i zakończył to całe cackanie się z bachorami. W jego oczach byli przestępcami. Niestety nie docenił uporu arystokraty, który chciał polepszyć rozpaczliwą sytuację dzieci ulicy. Ten bowiem parę dni później, kiedy miała się odbyć publicznie wymierzona kara, skontaktował się z kapitanem straży miejskiej miasta Casa de Vida i udało mu się uzyskać dwie rzeczy, a mianowicie: wybłagać mniejszą liczbę batów oraz to, aby nie był to bicz typu flagrum, którego uderzenia powodują wyrywanie kawałków ciała. Tym samym dzięki interwencji Aleasandrila d` Verotha udało się choć trochę ulżyć w cierpieniu złodziejaszkom.
Po krótkim, acz płomiennym przemówieniu dowódcy straży miejskiej, skierowanym do mieszkańców, przyjezdnych w mieście Casa de Vida i przede wszystkim skazanych przestępców, na rynku El Mercado de Suenos* doszło do wymierzenia kary. Zgodnie z wyrokiem złodziej, który próbował w bezpośredni sposób dokonać próby kradzieży, otrzymał 60 uderzeń pejczem. Dwóch wspólników, którzy zajmowali się odwróceniem uwagi, miało otrzymać po 30 uderzeń, jednak ze względu na próbę ucieczki z rąk straży kara została im podwyższona do 40 uderzeń. Ostatni z nich, który miał odwrócić uwagę Inkwizytora, ale nie dokonał drugiej próby ucieczki, otrzymał 30 uderzeń.
Z całej czwórki, gdy było po wszystkim, jakimś cudem przytomność zachował tylko Paulo. Teraz mogli trafić już w ręce Aleasandrila d`Verotha... Dzięki niemu przeżyją. Zostaną wyleczeni, otrzymają dach nad głową, ciepłą strawę, rozpoczną edukację… Brama Cechowa deklaruje, że ma zamiar prowadzić działalność mającą pomóc młodym przestępcom, aby wyprowadzić ich z drogi bezprawia. Chcą nauczyć ich tych dobrych wartości, o których zapomniano. Wskazać im, że można żyć inaczej, a przede wszystkim, że mają wsparcie w dorosłych. Czy złodzieje podniosą kiedykolwiek drugi raz rękę na Inkwizytora? Mocno wątpliwe, bo oprócz nich wielu zobaczyło na własne oczy, czym skutkuje igranie z ogniem w postaci Inkwizycji. Uświadomiono społeczność, że tak jak Inkwizycja została powołana przez władców wszystkich państw, a tym samym jest pod jej jurysdykcją, to znaczy, że podlega prawu danego państwa, tak też przysługują jej należne prawa. Wszelkie próby kradzieży, zniewagi czy zamachu względem Inkwizytorów będą surowo karane.
Dla niektórych pobyt na natejskiej plaży okazał się być nakierowany Przeznaczeniem, bowiem Venelia stała się posiadaczką trzech unikatowych monet. Wedle Teo, kupca, u którego je nabyła, pochodziły z czasów pirackich szaleństw Krzywozębnego — natejskiego pirata i „wybitnego” kolekcjonera skarbów. Legendy o ukrytych skarbach piratów są często związane z fascynującymi opowieściami. Ich przygody na morzach i tajemnicze miejsca, gdzie zakopywali swoje łupy, rozbudzają wyobraźnię do dziś. Dwie z nich przypominały sylwetki potężnej kałamarnicy lub Krakena, co w sumie nie powinno dziwić... wszak Krzywozębny był natejskim piratem i stąd właśnie pochodził... Jednak trzecia moneta wyglądała inaczej. Tak jakby stwór trzymał w mackach jakiś przedmiot... Co to mogło znaczyć? Co symbolizować? Venelia odniosła też wrażenie, że ta moneta lśni bardziej od pozostałych i tak jakby... wabi ją do siebie... Nie, nie słyszała żadnych głosów ani nie doświadczała dziwnych zjawisk magicznych, jednak mogła odnieść wrażenie takiej delikatnej nachalności... jakby sama moneta wzywała ją, by jej nie ignorowała... by się nią zainteresowała. Czy moneta była magiczna? Zaklęta? A może to artefakt? Nie dowie się nic, dopóki nie zacznie działać. Wszystko zależy od niej.
Podobnie było z Nainą, kiedy na ręczniku przez totalny przypadek ujrzała wyszyty niewielki symbol ośmiornicy z wyłupiastymi oczyma. Przysięgłaby, że w momencie, kiedy kupowała ten ręcznik, to nie było tam żadnego rysunku, znaku, symbolu... nic. Tak jakby nagle się pojawił... jakby zakończył się czar iluzji, odkrywający wizerunek na materiale. Co to mogło znaczyć? Czemu akurat ośmiornica, a nie na przykład jednorożec? Co z tym zrobi Naina? Zbada to czy wyrzuci ręcznik na śmietnik niczym zły omen? Wszystko zależy od niej.
A Giovana? Czy wyrzuci marynarską koszulę, na której pojawił się niewielki symbol ośmiornicy, ale z paskudnie wyglądającymi długimi chwytnymi „wąsami”? Symbol był wyszyty nićmi, mogła go dotknąć, ale też przysiąc, że wcześniej go nie widziała. Dlaczego dopiero teraz się uaktywnił? Czy to magia? Czy coś konkretnego oznacza? Czy to, że była to koszula marynarza, ma jakieś znaczenie? Same pytania, zero odpowiedzi. Co z tym zrobi Giovana? Zbada to czy pozbędzie się koszuli niczym zbędnego, splugawionego balastu? Wszystko zależy od niej.
* NPC
W kręgu wysokich murów miejskich, zwyczajnych domów i okazałych gmachów Casa de Vida, skąpanych w złocistych promieniach Solimusa, rozpościerała się prowadząca do rynku szeroka aleja o nazwie Plaza de Sombras. Atmosfera tego miejsca była typowa dla świata natejskiego. Pełna aromatów egzotycznych przypraw, dzwonków wiszących na straganach i szeptów tajemniczych opowieści przenoszących się wśród kupców niczym lekki wiatr. Rynek obejmował duży plac dziedzińca, otoczony kamiennymi budynkami z jasnego piaskowca, idealnie odbijającego światło słoneczne. Kolorowe sztandary unosiły się na wietrze, a balkony pełne roślin doniczkowych zdobiły bogato rzeźbione balustrady. Drewniane dachy pokrywały czerwone dachówki, dodając kolorytu otoczeniu. Plac rynkowy wybrukowano ciemnymi kamieniami, a okazałą fontannę umiejscowiono w centralnym jego punkcie. Wzdłuż alei prowadzącej do rynku zobaczyć można było licznie rozstawione stragany, nad którymi rozłożono płócienne płachty — różnobarwne markizy chroniące towar przed słońcem, dające upragniony, kojący cień. Sprzedawcy ubrani w kolorowe szaty, często ozdobnie haftowane, z długimi kaftanami czy egzotycznymi szkaplerzami chętnie opowiadali o swoich towarach. Przyprawy, biżuteria, pamiątki, mikstury, tkaniny, owoce… Czegoż tu nie było! Bogactwo różnorodnych ofert mogło przyprawić o zawrót głowy. W Casa de Vida znajdowało się kilka karczm, ale dużym powodzeniem cieszyła się ta umiejscowiona przy rynku, nosząca nazwę „Luna de Especias”, co we Wspólnym oznacza „Przyprawowy Księżyc”. Tutaj, pod wiszącymi lampionami, oprócz klasycznych trunków, mieszanki ziół i owoców łączyły się w egzotyczne napoje. Serwowano tu klasyczną natejską kuchnię, więc nie dziwiło, że panował tu spory ruch. Rynek sprawiał wrażenie, jakby sam w sobie tętnił życiem. Tu nie było bezruchu. Dało się odczuć w nim energię tych wszystkich istot. Można było tu natrafić na tancerzy, grajków, którzy żyli z nadzieją, że ich występy spodobają się na tyle, że wywołają aplauz tłumu i zapełnią im kiesy, a także na samozwańcze wróżbitki, które czytały z kart i szumnie przepowiadały przyszłość. Iluzjoniści zaskakiwali tłum sztuczkami i opanowanymi trikami, a melodia niejednej gitary rozbrzmiewała pośród ogólnego gwaru. Przez niektórych rynek nazywany był „El Mercado de Suenos”, co oznacza „Rynek Marzeń”. Istniała duża szansa, że uda się tu zrealizować swe marzenia, bo wybór towarów i usług był ogromny. Egzotyczność tego miejsca rzucała się od razu w oczy, była wręcz namacalna…
Opowieść - Wątek Dodatkowy
MG prowadzący: Dril’taera [9]
Dril’taera [9]
Thoran [3], Zuzmara [107]