8 Webala (listopada) 1375 roku
rzeka Zigizage, kanton Ohelglaipen, Ostwald
Sumobranie! A nawet Wielkie Sumobranie! Coroczna tradycja na terenie kantonu Ohelglaipen, przypadająca na święto Rubertusa, patrona łowców, tropicieli, strzelców, ale i czemu nie rybaków oraz wędkarzy! Każdy może oddać tego dnia hołd Wielkiemu Łowczemu.
Tegoroczne Sumobranie, ufundowane przez parlament Nowego Chatai, zostało poprowadzone przez Paula Frei*. Jak co roku był to konkurs rybacki na pochwycenie największego suma, ale przede wszystkim pretekst do ucztowania i świętowania. Wśród paru drużyn, które stanęły tego dnia do konkurencji, jedna zdecydowanie wyróżniała się już na starcie. Ithildin, Morrigan Valente, Alvirwen, Jules Becker, Xirys Wachter i Ustrah zostali tego dnia połączeni jednym celem — złowieniem suma. Pierwszym, co wskazywało na to, że nie będzie to zwykłe siedzenie z wędką, były przedstawione zasady konkursu, a przede wszystkim: jakim orężem „rybacy” mieli się posługiwać. I bynajmniej kije z żyłkami to nie były. W ruch pójść miały harpuny, włócznie, bosaki, pistolety i sieci. Sum Ostwaldzki do małych nie należał. I na pewno nie do potulnych.
Każda z drużyn otrzymała także dodatkowe wsparcie pod postacią przewodnika. Jego rolą, poza wybraniem miejsca na łowy i zaprowadzeniem do niego, miało być i pilnowanie drużyny, ocena jej umiejętności i generalne bycie oczami i uszami organizatora. Najbardziej prostrokatej z drużyn w udziale przypadł niejaki Heinke*, siwy, starszy mężczyzna o twarzy posmaganej wiatrem i z dłonią zastąpioną hakiem. Szybko podzielił się swą historią, jakoby to sum ludożerca rękę mu połknął swego czasu, zaś ledwo tydzień wcześniej jeden z innych rybaków, który sam miał być tego dnia przewodnikiem, zaginął na rzece. Mężczyzna wspominał też, jakoby ów sum rozsmakował się w ludzkiej krwi.
Straszne opowieści na bok — Heinke zaprowadził drużynę na wyznaczoną im pozycję. Spora płycizna w naturalnej zatoczce, mulista i częściowo otoczona szuwarami, zdawała się świetnym miejscem na polowanie. Również na miejscu czekała Hannah Totenhosen*, medyczka mająca zająć się zawodnikami, gdyby któryś z nich został ranny i potrzebował pomocy.
Zanim jednak można było zmierzyć się z wielką rybą, najpierw należało ją skusić, by pokazała swój pysk. Na szczęście dla wszystkich Alvirwen okazała się wiedzieć to i owo, sam Heinke też dorzucił parę słów. Nadszedł więc czas, by rozrzucić zanętę i użyć kwoków — prostych drewnianych narzędzi, które uderzając w wodę, wydają charakterystyczny dźwięk, budząc tym sumy na żer.
Nie był to jednak jedyny sposób nęcenia.
Jules, pamiętając słowa Heinke, wraz z pomocą Alvirwen postanowił wzbogacić wodę o parę kropel ludzkiej krwi. A w jaki sposób Ruanka pomogła? Przegryzając ramię Julesa (za jego zgodą) tak, że szkarłatna krew pociekła do mulistej wody.
Nim jednak zmysły suma ludojada (o ile takowy w wodzie się znajdował) mogły wyczuć krew w wodzie, kto inny okazał się doskonale nęcić suma. Jaszczur Ustrah, mimo braku umiejętności rybackich, rozpoczął kwokanie z takim artyzmem i zaangażowaniem, że charakterystyczny dźwięk zbladł dopiero przy chlupnięciu wywołanym wpadnięciem Ithildina do wody po pechowym kroku.
Jak widać, fortuna kołem się toczy i jednych nagradza, innych karząc.
Trudno powiedzieć, czy to daggoński nowo odkryty talent do kwoczenia, czy też mokry elf okazał się najlepszą zanętą, ale moment później kształt pojawił się na płyciźnie, sunąc w stronę Jaszczura. Dwumetrowa, głodna sztuka płynęła, by spróbować gadzich udek.
Zakotłowało się. Wzburzyło. Woda chlapała, a łowy rozpoczęły swój krwawszy rozdział.
Pierwszą krew przelała Alvirwen, udowadniając, że kot w takim środowisku wcale nie musi czuć się nieswojo. Mimo reakcji suma czującego się jak ryba w wodzie grot wbił się w rybie ciało. Zaraz później do walki dołączył Jules ze swym bosakiem, pokazując swą siłę, i Ustrah broniący się przed rybą.
A potem jak świiisło między jaszczurem a kotką. To prąca przez wodę Xirys miotnęła swoim harpunem z niesamowitą celnością. Rybie oko zostało przebite, a łeb wzbogacony o wbitą w niego broń.
I gdy wszyscy już mogli świętować udane polowanie…
Ustrah i Ithildin czuli, że coś… coś jeszcze tego dnia się wydarzy. Szczególnie Elf, którego zmysły biły na alarm, włosy stawały dęba, a on sam pokrył się gęsią skórką i to bynajmniej od zimnej wody. Jego głośne ostrzeżenie, któremu drużyna dała wiarę, nie tylko pozwoliło zachować czujność, ale i…
Okazało się jak najbardziej słuszne.
Coś przebudziło się w rzece. Czując krew. Smakując ją. Głodne. Żarłoczne.
To coś burzyło wodę na oczach Morrigan mającej na to dobry widok. Kształt zaraz łamał trzciny, szuwary. Bestia, potwór rzeczny. Sum, którego nikt jeszcze nie widział. Tak wielki, że rył w mulistym dnie, wystawał znad wody. Oczy wielkości talerzy, gęba wystająca z wody. Siedmiometrowa, parotonowa bestia płynęła w ich stronę. Jeszcze nim wszyscy zrozumieli, co widzą, Heinke już krzyczał, żądny zemsty za swą dłoń, wciskając pistolet w rękę Ithildina. Towarzysząca im na brzegu Hannah wręcz przeciwnie — nawoływała do ucieczki.
I zaczęło się…
Ku zaskoczeniu Elfa pistolet w jego dłoni okazał się celną i skuteczną bronią. Morrigan zresztą też dołączyła do walki w ten sposób. Cel był duży, a każde trafienie mogło przecież pomóc w starciu.
W wodzie zaś kotłowało się. Kotka jako pierwsza poczuła siłę stworzenia, które zraniło jej rękę samym uderzeniem swego pyska. Zarówno ona, Jules, jak i Ustrah nie pozostawali rybie dłużni, starając się ją powalić, ale zdecydowanie najbardziej widowiskową i śmiałą akcję poczyniła Xirys…
Wskakując na przeciwnika.
To już nie były zawody, a walka na śmierć i życie z prawdziwą bestią. Xirys sięgnęła po topór, wspięła się na wielkiego suma i jak walnęła! Jucha trysnęła od ciosu, a ryba była po prostu za głupia, by zrozumieć, że tak potężny cios powinien ją ogłuszyć.
Albo to kwestia naprawdę wielkiego łba.
Zaraz później w ruch poszły i zaklęcia w wykonaniu Ithildina, któremu Heinke krzyknął głośno, co myśli o tym, że to wbrew konkursowi (krótko i dosadnie dając znać, że zupełnie go teraz zasady nie obchodzą).
Sum zaś, czując, że ma coś na sobie, postanowił zmiażdżyć Xirys własnym cielskiem. Na jej szczęście pod sobą mieli muł, a nie twardy grunt. Noga ucierpiała, rudowłosa znalazła się pod wodą, ale przynajmniej nic nie zostało połamane.
Jules zaś pokazał wtedy, na co stać zdeterminowanego mężczyznę. Oko suma pękło jak balon, oblewając go i jego krwią, i mazią, gdy mocarny cios trafił rybę.
Ta padła martwa, Xirys zaś dała radę wykaraskać się spod wody, unikając podtopienia.
I chciałoby się powiedzieć, że to koniec z krwawych opowieści tego dnia. Zwierzę upolowane, bestia spotkała swój koniec. Drużyna wezwała organizatora (oczywiście najpierw niedowierzającego), prosząc o pomoc z transportem ryby. Hannah opatrzyła częściowo Julesa, a koniec końców wszyscy wrócili do głównego obozu, czekając na ucztę, wręczenie im nagród, sławę, chwałę i tak dalej.
I kiedy już Paul Frei ogłaszał ich zwycięstwo…
Jedna z pozostałych drużyn postanowiła wielce małostkowo przyczepić się do sposobu upolowania bestii. Że przecież i topory, a już NA PEWNO zaklęcia to wbrew zasadom i tradycji. Kto widział w Ostwaldzie zaklęciami sumy łowić! I jak to w Ostwaldzie, gdzie rzucone słowa, tam zaraz pięści. I mimo próby załagodzenia sprawy przez Ithildina i Morrigan zaraz doszło do rozróby, w czym duży udział mieli Jules i Xirys, którzy nie czekali na potencjalne dyplomatyczne rozwiązanie sprawy.
I ruszyli! Przecie, co to za uczta bez dobrej burdy! Popiorą się po pyskach, ktoś wygra, ktoś przegra, sprawa więc będzie rozstrzygnięta, a podbite oczy staną się pretekstem do znieczulenia się piwskiem. I walka już od pierwszych ciosów wypadała zdecydowanie na korzyść pogromców wielkiego suma, lecz…
Została przerwana. Ku zgrozie wszystkich. Alvirwen dała się ponieść swoim instynktom. Miast bić się pięścią i kuflem, sięgnęła po swe kły i pazury. Bez hamowania się. Nie bacząc na konsekwencje.
Kobieta z przeciwnej drużyny padła pod kotką. Zaraz później Ruanka miała krew w pysku, a rybaczka coraz mniej w swym ciele. Ludzie zamarli, podniosły się wrzawa i zgiełk.
Alvirwen dała w długą, unikając zaklęcia paraliżującego rzuconego za nią przez Ithildina. Jules próbował zatamować krwawienie, jednak na próżno, lecz Morrigan…
Tym razem to ona sięgnęła po moc. I tylko dzięki niej, na oczach wszystkich zebranych, kobieta przeżyła ten dzień.
Śmierć nie zgarnęła tego dnia nic poza sumami wszelakiej wielkości. Świętowanie wznowiono, a grupa, która niedawno rzuciła wyzwanie zwycięzcom, piła wraz z nimi i za ich zdrowie. Paul Frei obdarował piątkę zwycięzców pamiątkowymi pistoletami, a ci mogli opuścić białym rankiem biesiadę bogatsi o sławę, wędzone i solone kawały ryb oraz nowe znajomości.
Poza Alvirwen. Nie minął tydzień, a za Ruanką wystawiono list gończy za próbę morderstwa z nagrodą za doprowadzenie jej żywcem przed oblicze sprawiedliwości. Na szczęście dla niej w Federacji taki list wystawiono jedynie w kantonie Ohelglaipen. Chociaż kto wie, czy jakiś wyjątkowo łasy łowca nagród nie spróbuje jej zaciągnąć tam z innego zakątka świata, byle tylko zdobyć nagrodę.
* NPC
Opowieść - Wątek Dodatkowy
MG prowadzący: Legalt [850]
Legalt [850]
Ines Bolea [113]