5 Asvarba (maja) 1376
Porto de Ouro, Natea
Od jakiegoś czasu często wspominano o willi rodu Conte, która została wykupiona i wyremontowana przez nowego właściciela. Szybko rozeszło się, że wszystko zostało zaaranżowane przez Percyvallusa Valente, który to wykupił budynek i przekształcił go na siedzibę dla swojej Faktorii Handlowej „Na Wagę Złota”.
Poprzez rozbudowę, a także bardzo aktywne skupowanie towarów, płacenie za informacje handlowe i wszelkiego rodzaju smaczki stopniowo zdobywał on klientów i zainteresowanie, które to kierowało coraz więcej oczu ku jego przedsiębiorstwu.
Powtarzane przez plotki kupieckie na rynkach, a także po karczmach, gdzie to kupcy się stołowali — informacje o Faktorii trafiały do uszu różnorakich osób w całym Fallathanie.
Dużo z tych plotek powtarzali sami pracownicy, gdy ktoś ich o to pytał, po kilku głębszych.
— Taak, był taki jeden… Się znaczy jedna taka. Elaine? Tak, jakoś tak. Kartografka jako się zowie. Driada albinoska, wyobrażacie sobie? Nigdym wcześniej takiej nie widział!
Wypił głębszy łyk ciemnego i westchnął na wspomnienie kobiety. Urodziwa była, nie ma co! Ale klient to klient — zachowywać się musiał.
— Gadajże! Kto tam jeszcze był?
Zapytywali jego towarzysze, żywo zainteresowani sytuacją w Faktorii, a także tym, czy w ogóle warto tam zaglądać czy interes prowadzić.
Tamten się zastanowił chwilę, raz jeszcze gardło płynem płucząc. Stłumił dłonią beknięcie i kontynuował historię.
— Dalej była… Kapitan okrętu. Na „M” jakoś… Dajcie mi chwilę…
Szukał w pamięci, któż to był.
— Marika! Tak, kapitanuje na jakimś okręcie i ponoć swoje usługi zaoferowała dla Valente, tak…
Pokiwał głową, wracając pamięcią do tego dnia. Kobieta była Natejką, a do tego wcale nie jakąś kulturalną. Nakrzyczała na pracowników, od razu została zaprowadzona do ich szefa, nie dając im wejść sobie na głowę — co wcale, a wcale się nikomu nie spodziewało.
— Teraz słuchajcie! Tegom to nie poznał na pierwszy rzut oka, alem imię słyszał! Zyech Wittel, drodzy panowie! Sam jaśnie oświecony naczelny akcjonariusz Orevaru!
To dopiero spowodowało, że zaczęli między sobą szeptać i dyskutować, co też mogło być przyczyną odwiedzin kogoś z tak potężnej frakcji.
— Długo z senhorem gadali, nie ma co. Jak nic doszli do jakichś umów!
Dopowiedział, zaraz dłońmi uciszając swoich towarzyszy, którzy to dopytywali o więcej informacji. Więcej nie wiedział, a i kłamać czy bajdurzyć nie chciał. Wypił piwo i kontynuował, jako że to wcale nie był koniec.
— Cisza, cisza. Dwie jeszcze warte wspomnienia osoby były. Pierwsza to gość, co bym wcale nie powiedział, że kupiec. Bandyta raczej. Laquir, dziwne imię. Ponoć jakimiś ziołami chciał handlować i też gadał chwilę z senhorem.
Myślał jeszcze moment, ponieważ to wcale nie koniec — jeszcze jedna osoba została.
— I był jeszcze ostatni! Ebeling? Jakoś tak. Straszny cham i prostak. Do Herubio się zaczął rzucać, jakby miał mu zaraz krzywdę zrobić. Musiała interweniować pani Bellot, dobrze, że akurat była w Faktorii… Ale wszystko się skończyło bez bitki, a szkoda, szkoda… Bym zobaczył…
Pokręcił głową. Katia Bellot była jaszelitką na usługach Percyvallusa i szczerze mówiąc — wszyscy pracownicy uważali, że mają potajemnie romans. Herubio jedynie kazał im wtedy „zamykać mordy i nie szerzyć bzdur”.
— Tak to było… A pewnie jeszcze więcej się najdzie! Bo i Faktoria rośnie, sam senhor mówił, że kupować będą kolejny budynek na materiały…
Kolejna fala pytań zniknęła za karczemnymi drzwiami, kiedy to wiatr i plotki z nim niesione pomknęły ulicami Faktorii, docierając przez okiennice do pogrążonego w myślach Percyvallusa — siedzącego jak zwykle nad dokumentami.
Mężczyzna wiedział, że następny dzień przyniesie nowe wyzwania, z którymi przyjdzie im się zmierzyć.
Opowieść - Wątek Dodatkowy
Gracz prowadzący: Percyvallus [699]
Percyvallus Valente [699]
Ines Bolea [113]