20 Cresaima (grudnia) 1376 roku
Szpital im. bł. Wischarda de l’Houx, Azeloth, Imperium Vanthijskie
Dla Azeloth nadeszły dni sądu.
Wewnętrzne bramy zostały otwarte. Zaolziański żywioł wdarł się w Dolne Miasto. Konieczność podzielenia się przestrzenią z biedotą wyzwoliła w mieszkańcach agresję. Miejscem szczególnego dramatu stał się Szpital Kawalerów.
Jednego dnia Anatini Cairndow, Halfita wynajęty przez braci-szpitalników do robót ślusarskich; Arlette Le Roux, jubilerka i profesor historii, mieszkająca w sąsiedztwie; Merolite, rudowłosa adeptka alchemii, bez skutku szukająca składników na pobliskiej Czeladnej i Olivia Fidèle-Massari, panna wielu talentów, usiłująca... włamać się do szpitala — mimowolnie wpisali się w Historię.
Na drodze całej czwórki stanął Wściekły Tłum*.
Lazaret pękał w szwach. Ludzie byli wszędzie: zajęli park i przyszpitalną ulicę Studzienną. Szczególnie napierali na bramę „zakaźną”, osłanianą przez oddział straży miejskiej pod dowództwem sierżanta Barnaby Dupina*, który kiepsko sobie radził. Tłum* krzyczał o czymś strasznym, schowanym w „zakaźniku”. Przybysze nie docenili powagi sytuacji. Anatini bezmyślnie zrugał straż — na szczęście rejwach zagłuszył połajanki. Olivia zatrzymała się od strony infirmerii i zaczęła... śmiać. Wówczas brudna, wyniszczona mieszczka wyrzekła do niej słowa brzemienne w skutki: „Ty też umrzesz”. Być może losy wszystkich czworga splotłyby się inaczej, gdyby nie Głód* — osiołek Halfity.
Zazwyczaj spokojne, zwierzę wpadło w przestrach. Pociągnęło dwukółkę z narzędziami nazad; byle dalej od tłuszczy. Aby ratować osła i samego siebie, niziołek postanowił... rozjechać zgromadzenie. Skierował zaprzęg wprost na gawiedź!
Szalony pomysł okazał się bronią obosieczną: Halficie udało się przepędzić część gapiów, lecz sam wpadł w ręce rozjuszonego draba, który rzucił nim o bruk. Arlette i Olivia ruszyły na pomoc. Merolite nie zdołała przepchnąć się przez ciżbę, w dodatku rozdrażniła Prowodyra* spędu. Rosły mężczyzna zaczął wrzeszczeć wprost o „ZARAZIE W MIEŚCIE”. Zaszarżował na rudą. Merolite upadła; od stratowania uchronił ją młodziutki stróż prawa, Jérôme Delaunay*. Doszło do walki straży z Tłumem*, który chciał podpalić „zakaźnik”. Barnabé* grzmotnął prowokatora w łeb, jednak sam oberwał nożem w brzuch. Gapie się rozpierzchli. W sukurs Dupinowi* ruszyła Merolite i właściwie ocaliła mu życie. Moritz* zorganizował nosze. Prowodyra* pojmano. Delaunay* z alchemiczką odeskortowali Barnabę* do szpitala.
Pęknięcie
Tymczasem pod infirmerią trwała akcja ratowania niziołka. Olivia udzieliła mu pierwszej pomocy. Nie zamierzała mieszać się w cały kryzys, lecz kiedy przyznała do medycznej profesji, obległ ją wianuszek cierpiących. Pomóc chciała również Arlette, mimo braku fachowej wiedzy. Nad chaosem zapanowała wreszcie Geneviève Lelièvre*, nazywana „Mateczką”* — prawa ręka Mistrza Hennequina*. Anatiniego kazała wnieść do środka. Panna Le Roux miała jej pomóc w oznakowaniu chorych wedle wagi przypadku. Olivię wysłała do przełożonego z wieścią: „wszystko pękło”. Arlette nie zwlekała: samodzielnie oznaczyła pacjentów i... wyrwała ich z łap śmierci. Niestety, dała się zaszantażować jednej z kobiet: albo ta zostanie przyjęta, albo rozpowie o zarazie! Lelièvre*, mimo błędu jubilerki, doceniła ją i zabrała ze sobą.
W ten sposób wszyscy czworo znaleźli się wewnątrz.
Anatiniego z wstrząśnieniem mózgu oddano pod opiekę gniewcerza Klemensa*. Niziołek spostponował powagę habitu i już do końca dnia grał mnichowi na nerwach, bardziej niż własną głową zmartwiony losem osła, zostawionego w tłumie.
Olivia nie dotarła do Mistrza* — operował. Spotkała szarytkę Adelaide* i to jej przekazała wiadomość, znaczącą tyle, że o chorobie wiedzą już na mieście. Siostra nie zrozumiała. Zaproponowała za to nowej medyk, by ta rzuciła okiem na niezwykły przypadek. Schodząc do izolatki pod salką zabiegową, Olivia wybrała swój los, choć pragnęła tylko się przespacerować.
W piwniczce przebywała jedna z ofiar plagi: skuta łańcuchami Elfka, zmieniona w dziką bestię. Tempo rozwoju objawów zaskoczyło siostrę. Spanikowała i trąciła Olivię, ta zaś upadła — prosto w ręce chorej.
W szponach zakażonej został kłąb włosów, a na głowie medyk — krwawy ślad. Adelajdzie* udało się odciągnąć pannę Fidèle na bok, ale pacjentka uwolniła się...
Krew i śmierć
Na górze panowała jeszcze cisza przed burzą.
Ujęta dobrocią Arlette, Geneviève* zabrała ją na stronę, do salki zabiegowej, aby wyjawić prawdę: tak, nowy mor istnieje. Choć wstrząśnięta, Le Roux wzięła się w garść. Miała rozdać lekarstwa, gdy usłyszała rozdzierający krzyk...
Mateczka* w mig pojęła, co zaszło.
Zawołała Arlette, zgarnęła piłę chirurgiczną i obie pospieszyły na dół.
Tam rozegrały się natejskie sceny, które będą śnić się profesor po nocach.
Kobiety nie miały wyjścia: żądną krwi pacjentkę trzeba było zabić.* Po krótkiej walce Geneviève odcięła elfce głowę. Niestety, zaraziła się.
Zakażeniu uległa też Olivia.
Wbrew ostrzeżeniom, by nie skracać dystansu, spróbowała dźgnąć chorą nożem. Nie trafiła; krew elfki spryskała jej skalp. Obserwującej wszystko Adelajdzie* pomieszały się zmysły. Arlette rzuciła się do wyjścia. Hałas zaalarmował Mistrza Hennequina*, który właśnie skończył operację, a także braci Klemensa* i Grzegorza*, próbujących okiełznać krnąbrnego niziołka — Anatini chciał szukać osła i ani myślał „wyleżeć” urazu. Przekonany, że bracia knują coś złego, wziął nogi za pas, a później doniósł o wszystkim Inkwizycji. Mnisi nie chcieli już go łapać; pomogli wyjść kobietom z izolatki.
W tym czasie Delaunay* i Merolite wyszli z infirmerii: Dupin* był w dobrych rękach. Jérôme* nie bez żalu żegnał się z gładką panną, do której poczuł miętę. Pora sprawdzić „zakaźnik”! Ale Merolite chciała iść ze strażą. Delaunay* przedstawił ją jako medyka, a sprostowania nikt z panów nie usłyszał — i już do końca dnia tkwili w błędzie. Porucznik Sauveterre*, który przejął dowództwo, zgodził się na udział cywila w zadaniu.
Na miejscu powitały ich upiorne widoki.
Spośród wszystkich zarażonych żyło dwoje: były strażnik, Terry*, oraz eks-szarytka. Z niedawnym kompanem oddział stoczył walkę, w której bardzo przydała się fałszywa medyk. Pokrzepiające było odnalezienie żywych — niezarażonych: strażników i braci. Merolite wróciła z nimi, już jako bohaterka.
Postludium
Ostatecznie ognisko zarazy zduszono, zanim rozgorzało. Badacze nazwali ją „Morgią”, choć potocznie przyjęła się „Pleśń”: od czerniejących żył chorych. Szczegółów śmierci ofiar nie podano publicznie.
Anatini będzie musiał doleczyć uraz głowy. Głód* odnalazł się na posterunku straży — cały, zdrów i w dostatkach godnych książęcych stajni. Nie zdziwi, jeśli do Amarth dotarł grubszy niż wyjechał.
U Mateczki* i Olivii wystąpiły bezsprzeczne objawy. Kobiety połknęły truciznę. W zawiadomieniu o śmierci młodszej z nich użyto podwójnego nazwiska Fidèle-Massari.
Odwaga Merolite i altruizm Arlette zapadły mieszkańcom w pamięć. Straż miejska zyskała swoją „własną rudą” — kompankę na schwał i... partię dla kolegi.
Po tragicznej zimie znów nadeszła wiosna. Niebo rozpogodziło się. Zagrożenie minęło.
Na razie.
*NPC
Anatini Cairndow
Arlette Le Roux
Merolite
Olivia Fidèle-Massari
NPC
Pozostałe
Opowieść — Wątek Dodatkowy
Gracz prowadzący: Wilhelm [1986]
MG nadzorujący: Legalt [7]
Wilhelm [1986]
Salvador [61]