14 Nathmela (Marca) 1376 roku
Pracownia Lorda Augustina Lancelriona w Illtrium na Małej Vanthii
Wśród elitarnej bohemy Małej Vanthii wyjątkową renomę miały spotkania u Lorda Augustina Lancelriona*, który lubował się w dyskretnych przyjęciach, skoncentrowanych wokół kontemplacji sztuki przy rozkoszowaniu się różnymi używkami. To odbywające się 14 Nathmela 1376 roku było wyjątkowe i nie dlatego, że gospodarz zamierzał wykorzystać je do wykonania politycznego ruchu przeciwko półświatkowi niewolniczemu, lecz dlatego, że właśnie w tym dniu mroczny kult Morskiego Boga zdecydował się zaatakować balujących u lorda gości.
Choć początkowo nieznany był powód ataku, okazało się, że fanatycy chcieli dopaść niejakiego Hugo van Monda*, przekonani o jego uczestnictwie w przyjęciu. Mimo zaproszenia, nie zjawił się. Nim goście stali się celem, przyjęcie trwało w najlepsze, a gospodarz* zapewnił szereg wartych uwagi atrakcji.
Wśród zaproszonych znaleźli się Radni Illtrium, Hrabina Elsbet van Mond* i Hrabia Davis Bradshaw*, wraz ze znajomymi. Świtę Hrabiny — barda Ithildina, kapłankę Morrigan Valente oraz Czarnego Płaszcza Oysteina Kramera w towarzystwie arystokratki Wolmiry Sefires — Hrabia Lancelrion* powitał osobiście w ogrodzie wewnętrznym, gdzie jego tajemnicza towarzyszka, Madame Chrysanthème*, już zagaiła rozmowę ze szlachetnie urodzonymi Prudence Ilras i Adeline Batrel w obstawie Greyda Hraveira. Jednak Prudence pospiesznie opuściła ich towarzystwo, żeby odnaleźć Lar Deargadh — arystokratyczną malarkę, której w pracowni do portretu pozowała Elsbet* odziana wyłącznie w biżuterię z pereł. Tam też rozgorzała już dyskusja pomiędzy Hrabią Bradshawem* a towarzyszącymi mu Sofią i Salvadorem Rodriguezami oraz detektyw Almą Adler. Rozważania religijno-polityczno-filozoficzne zniecierpliwiły Hrabinę*, na co z odsieczą przybył poeta Javier Borja, improwizując wiersz na cześć jej i jej… pośladków. Za występ został nagrodzony oklaskami wyłącznie przez Almę, od samej Elsbet* dostając tytuł błazna. A kiedy ostatnia zaproszona — Lyall Ceorah, dostarczająca swoją słynną whisky na przyjęcie — dołączyła do towarzystwa w ogrodzie, Augustin* poprowadził pozostałych do pracowni. I nikt nie był świadom, że jak cień za Lyall podążył pod okna posiadłości Heledir, aby obserwować z ukrycia.
W kilku słowach Lord Lancelrion* powitał wszystkich zgromadzonych, tych z wyższych i niższych sfer, po czym zapowiedział występ muzyczny. Hrabina van Mond* przekazała wcześniej obiecane listy polecające na obywateli Małej Vanthii dla Ithildina, Morrigan i Oysteina, rozdana została góralska whisky do toastu, rozpoczęły się poszukiwania par do tańca i jeszcze chwilę trwały rozmowy w sinych oparach opium, które wpływało na jednych mocniej niż na innych. Adeline pozwoliła sobie na przytyk w stronę Sofii o nadmiarze biżuterii, co skontrował Salvador, krytykując jej brak u arystokratki krytykującej jego siostrę. Gdy Sofia ze śmiechem rzuciła jeden z pierścionków pod nogi baronowej, a Greyd ruszył w obronie pracodawczyni, atmosfera zgęstniała do tego stopnia, że pomiędzy Natejczyków i Imperialistów wkroczył Inkwizytor Kramer oraz lordowie Bradshaw* i Lancelrion*, by przywrócić pokój. Javier „podbił stawkę”, zrzucając rękawiczki, Salvador pozbył się fularu, a Elsbet* tymczasowego okrycia z draperii i rozpoczęły się tańce.
Przygotowywany przez Lar portret Hrabiny* został przestawiony, by pod oknami zrobić miejsce muzykom — samemu gospodarzowi* i Ithildinowi, grającym na lutniach w trio z Wolmirą, która wykonywała na harfie zasugerowany przez nią utwór o tytule „Natea”. Subtelne dźwięki instrumentów w egzotycznej melodii poniosły do natejskiego tango cztery pary: Elsbet* z Salvadorem, Sofię z Davisem*, Adeline z Chrysanthème* oraz Prudence z Javierem. Gdy wirtuozeria muzyków podsyciła ogień muzyki, wyróżniła się erotycznością i wdziękiem ruchów małovanthijska kurtyzana Chrysanthème* w parze z imperialną arystokratką Bartel, zaś Natejczyk Rodriguez w parze z Radną van Mond* i Natejka Rodriguez z Radnym Bradshawem* zdawali się bardziej niż tańcem być pochłonięci rozgrywkami politycznymi, szeptanymi na ucho. Po oklaskach dla trio Lord Augustin* zaintonował na lutni małovanthijskiego walca. Na parkiecie zostało rodzeństwo Rodriguezów razem w parze, a dołączyli Elfowie — Ithildin z Lyall. Jej taniec oddawał zręczność i eteryczność przypisywaną wszystkim Leafer, lecz jego... jeden fałszywy ruch zakończył taniec zderzeniem z obrazem Lariny i upadkiem Elfów na podłogę.
W czasie kiedy jedni bawili się w rytm muzyki, a drudzy konwersowali, inni wybrali zaczerpnięcie świeżego powietrza. Alma w poszukiwaniu szklanki wody dla otrzeźwienia znalazła się w gabinecie gospodarza* i rozpoczęła lekturę „Historii van Mondów” pióra Lorda Augustina Lancelriona*. Oystein, przyłapawszy ją na szpiegowaniu, postanowił kupić jej więcej czasu, lecz służka* i tak poszła zawiadomić pana domu*. Ten przybył sprosić gości rozproszonych po gabinecie i ogrodzie wewnętrznym z powrotem do pracowni na kolejny występ.
Przed główną atrakcją wieczoru Radny Augustin Lancelrion* ujawnił powód świętowania: rozpoczęcie pracy Rady Illtrium nad antyniewolniczym projektem, mającym wesprzeć państwa sojusznicze w zwalczaniu tego procederu, który nazwał ohydnym. Tym samym obraził Radnego Davisa Bradshawa* oraz jego sojuszników, Sofię i Salvadora, mających swój udział na rynku niewolniczym. Próbę pozyskania dodatkowych sojuszników w osobach Adeline i Prudence przerwała Davisowi* niespodzianka zaplanowana przez gospodarza*: sensoryczny taniec bliźniaków*. Egzotyczne i doskonale zsynchronizowane ruchy półnagich ciał do rytmu tamburynów w ich rękach hipnotyzowały obserwatorów. Gdy obręcze instrumentów zapłonęły magicznym ogniem, po plecach części gości przemknął dreszcz niepokoju, lecz trwali w podziwie. Wtedy tancerze płynnie przeszli z pokazu sztucznych ogni i iluminacji do próby spalenia żywcem wszystkich, którzy gościli w budynku.
Zauważywszy to, Heledir, który obserwował sytuację z zewnątrz, wskoczył przez okno do płonącej pracowni i wsparł pozostałych w walce. Pokonanie dwójki dzikich magów nie było łatwe, ale dzięki przewadze liczebnej się udało. Uświadamiając sobie, że będą musieli przedrzeć się przez natarcie kilkunastu fanatyków na wnętrze domostwa, uzbrojonych w pałki, noże oraz miecze, goście podzielili się na dwie grupy.
Alma, Lyall i Morrigan utorowały drogę przez ogród wewnętrzny i kuchnię do gabinetu, by ratować część rękopisów Lorda Augustina*, o co ten wręcz prosił, kiedy wybuchł pożar. Wybiły kultystów od tamtej strony i dotarły z Javierem do biblioteczki, lecz ucieczka opóźniała się, albowiem ich czwórka zaczęła rywalizować o rękopis „Historii van Mondów”.
Greyd i Sofia odpierali ataki od tylnej bramy, umożliwiając ucieczkę reszcie. Zmrożona strachem Adeline i delikatna Elfka Chrysanthème* szybko straciły przytomność od trujących oparów dymu, zaś Elsbet została ciężko ranna. Augustin* schwytał upadającą Madame*, Davis* podniósł baronową Batrel, Lar wsparła ciężarną Wolmirę, zaś Salvador wrócił się po Elsbet*, która za pomoc obiecała mu list polecający na obywatela Małej Vanthii mimo sprzecznych interesów politycznych. Ithildin, Heledir oraz Prudence odpierali atakujących od pracowni, a Larina opatrzyła rany Hrabiny*, aż udało się otworzyć wyjście na ulicę.
Najcięższe starcie czekało na nich na zewnątrz. Okazało się bowiem, że klanowi górale, z którymi przyjechała Lyall Ceorah byli martwi, a w pobliżu wozu kręcili się liderzy kultu, w tym pochodząca z Doftot — z okolic Talkensburga i Antycudu w kantonie Shreiwaiser — Hela*, młoda wiedźma, która bezpośrednio dowodziła atakiem na pracownie Hrabiego Lancelriona*. Kultystów wspierał iście piekielny potwór, wydający się krzyżówką gigantycznego ogra oraz morskiej kreatury, uzbrojonej w ostre szczypce zamiast dłoni i wyrastające z twarzy macki.
Próba negocjacji ze strony Sofii i Salvadora spełzła na niczym, przerwana nagłym atakiem. Pozostający na pierwszej linii frontu Rodriguezi zostali uderzeni najmocniej przez monstrum — wpierw Salvador, a gdy Lar próbowała go opatrzyć, Sofia. Odniosła rany tak krytyczne, że znalazła się na granicy śmierci. Gdy brat i bratanica ruszyli jej na ratunek, w walce z kultystami i ich potworem do samego końca pozostali wojownik Greyd, skrytobójca Heledir oraz maginie — Prudence i Wolmira. Gdy sytuacja zdawała się być już beznadziejna, dołączyli do nich Javier, odwracając uwagę śmiercionośnego stwora, oraz Alma, Lyall i Morrigan, atakując z dystansu. Siły bohaterów przyjęcia zaczęły przeważać nad tymi kultystów; w rezultacie udało się wszystkim gościom ujść z życiem, podczas gdy większość przeciwników zginęła, a kilku padło ciężko rannych, by po wszystkim pojmała ich straż Illtrium. Potwór i starsza z kultystek zostali zabici, a Hela* — zatrzymana przez Lyall oraz Almę zaraz po tym, jak próbowała zbiec. Wkrótce całe miejsce zamachu zostało zabezpieczone przez władze, ocaleli agresorzy aresztowani, a ofiarom ataku umożliwiono udanie się w bezpieczne miejsce, korzystając z karoc Rodrigezów i Lancelriona*. Inni oddalili się sami.
Choć przyjęcie zakończyło się zniszczeniem pracowni oraz kolekcji ksiąg i rękopisów gospodarza*, a także dzieła malarskiego Lariny, wydawało się najważniejszym, że wszyscy niewinni ocaleli, a kultyści zostali aresztowani. Niepokojące jednak było to, że ostatecznie nikogo nie wezwano na świadka, a proces umorzono. W jaką intrygę się dali wplątać?
Woal tajemnicy został uchylony dla Adeline i Sofii.
Na granicy życia i śmierci Imperialistka znalazła się w krainie… snów? W przestrzeni wietrznej i wilgotnej, pustej i zimnej, ponurej. Na tej martwej ziemi znalazła jedno poskręcane, wyschnięte drzewo, a na nim czarną sowę.
— Uwięziona. Zabita niesprawiedliwie. Przywiązana rozpaczą do bram Envaru — odezwała się Sowa* do Adeline głosem dziewczęcym. — Czcicielka Bogini. Czcicielka Matki. Obrończyni Sferrum. Uwięziona. Zabita niesprawiedliwie. Przywiązana rozpaczą do bram Envaru.
Wizja niespodziewanie zmieniła się, przenosząc arystokratkę na szczyt wysokiej, zrujnowanej wieży, rozświetlonej błyskami piorunów, trzęsionej grzmotami burzy. Dzięki misie ogniowej, systemie luster oraz intuicji kobieta rozpoznała to miejsce — Antycud w Ostwaldzie. I tam Sowa* wypatrzyła Adeline, ujawniając się jako Elfka o złotych oczach, z malunkami na twarzy i dłońmi mokrymi od krwi.
Błysnęło, a światło błyskawicy ujawniło nagle obecność Sofii — nagiej i jaśniejącej, dumnie wyprostowanej i patrzącej zupełnie aż po bielma czarnymi oczami wprost na eleganckiego nieznajomego* ubranego po małovanthijsku.
— Wy, śmiertelni, wciąż szukacie odpowiedzialności za swoje czyny oraz decyzje na zewnątrz. Piekło, niebo, bogowie, los! — Zaśmiał się. — Ochoczo jednak zwracacie się do opatrzności. Czy i tym razem to uczynicie?
— Uwolnijcie mnie! — zakrzyknęła sowooka wiedźma*.
— Siebie nazywasz opatrznością? Kim jesteś? — spytała Sofia, mając wrażenie, że jednak mężczyznę zna. Zaraz zwróciła się do Elfki. — A ty kim, żeby cię uwolnić?
— Opatrznością? Nie. Nazwałbym się raczej… Cieniem twojej przeszłości.
Żadna z kobiet nie rozpoznała w nim Hugo van Monda*.
— To twoja domena… Czar? Krąg? Na kogo sprowadziłeś zagładę? — dopytywała Adeline.
Wiedźma* nie zdążyła odpowiedzieć. Rozmowę wyraźnie dominował mężczyzna, pozwalając sobie na lekki śmiech poprzedzający odpowiedź.
— Moja domena? Nie. To wasze dusze zawitały na skraj otchłani, niesione swoimi własnymi grzechami. Zresztą, zaraz się obudzicie. Nim się to stanie, mam dla was jednak poradę. Odnajdźcie mnie, a odwrócę wasz los od wiecznych ogni Tragtaru…
... i nagle wizja zniknęła.
*NPC
Listy motywacyjne i obywatelstwo Małej Vanthii:
Obrażenia fizyczne postaci:
Ocalałe i utracone księgi z biblioteczki Lorda Augustina:
Inne następstwa:
Opowieść — Wątek Wiodący
MG prowadzący: Ithildin [35]
Ithildin [35], Salvador [61]
Ines [97]