27 Jomraka (sierpnia) 1371, Lasy Anthal, Imperium Vanthijskie
Wilcze wiece były odwieczną tradycją wilczych. Przypłynęła ona wraz z nimi ze Skandii, kolebki wszystkich Wilkołaków i była kultywowana przez pokolenia, jak za dawnych lat. Na zgromadzeniach poruszano najważniejsze kwestie rasy i jej życia. Tym razem miało być podobnie. Jednak to zgromadzenie miało być inne niż wszystkie zwołane dotychczas. Stało się Wielkim, gdyż stawić się miały na nim nie tylko stada z danego rejonu, ale wszystkie watahy, o których było wiadomo.
Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych działań, stąd ta zmiana, która miała wpłynąć na dalsze losy rasy. Wici zostały rozesłane odpowiednio wcześnie, tak by każdy dotarł na czas, a gdy ten nadszedł, watahy ruszyły ku Imperium i najgłębszym ostępom lasów Anthal. To właśnie tam miała zapaść decyzja w sprawie największego problemu, jaki towarzyszył wilczym od wieków - tajemnica rasy i życie obok ludzi, i nieludzi. Niegdysiejsze plany o podboju kontynentów odeszły w niepamięć, a sami wilczy w obliczu przewagi liczebnej innych ras, porzucili walkę na rzecz zajęcia lasów i puszcz, gdzie żyli w spokoju, aż do tej pory. Wilczy przez dekady żyli wśród innych, ukrywając swoja prawdziwa tożsamość, jednak nic nie trwa wiecznie. Widmo odkrycia stawało się coraz większe. Problem narastał, wydawał się bardziej realny i wkrótce miał uderzyć we wszystkich - obecność bestii miała wyjść na jaw…
Evan - alfa jednego z imperialnych stad, po raz kolejny spojrzał na zebranych wilczych. Naturalnie nie mógł zajrzeć w każdą twarz, czy pysk, bo było ich zbyt wiele, dlatego głównie skupiał się na tych dobrze mu znanych, które dodawały mu otuchy i sił w czasie całej dyskusji.
Czuł na sobie wzrok zebranych, wyczuwał wszystkie emocje, od których atmosfera zrobiła się wyjątkowo ciężka. Powoli zaczynała mu się udzielać. Na początku emanował spokojem, ale ten stopniowo zamieniał się w zdenerwowanie, a wreszcie w gniew. A przecież to on był tym opanowanym, który potrafił okiełznać wybuchowy temperament. Szczycił się tym, że potrafił zachować trzeźwy umysł, nawet w trudnych sytuacjach! Musiał się skupić i kontrolować, bo już stąpał po wyjątkowo kruchym lodzie. Nie mógł się wycofać i nie mógł przekroczyć granicy. Na szczęście kilka głębokich oddechów pomogło, chociaż na chwilę. Odezwał się ponownie, akurat patrząc w stronę jednego ze stad, które postanowiło pozostać w wilczych formach.
- ... Zebraliśmy się licznie. Każdemu z nas zależy na dobru rasy, dlatego zapytam jeszcze raz - Czy naprawdę jesteśmy na to gotowi? Czy znów chcemy chować się w cieniu? To, co się dzieje, jest nieuniknione. Odkryją nas, to tylko kwestia czasu. Dlatego zróbmy to sami - powoli, rozsądnie, na naszych warunkach. Jak kiedyś.
Zatrzymał się na chwilę, wyłapał niespokojny ruch po swojej lewej. Naturalnie od razu spojrzał w tamtym kierunku i zatrzymał się, na sekundę, czy dwie, ogniskując spojrzenie na twarzy alfy z Natei - głównego oponenta w tej dyskusji. Już wiedział, że ten za chwilę odniesie się do argumentów, które właśnie padały.
- Ludzie zagarniają coraz więcej terytoriów, w pewnym momencie staną pod naszymi lasami i co wtedy? Skończy się rzezią, po obu stronach. Jesteśmy rozproszeni po świecie, a przeciwników jest zbyt wielu... Jeśli miałoby nadejść najgorsze, to czy uda nam się przetrwać? Wmieszaliśmy się między ludzi, dopasowaliśmy się, kiedy było nam to na rękę i tak jak tego chcieliśmy... No przynajmniej większość. Nie chcę powrotu do tego, co było kiedyś, świat idzie do przodu, my też powinniśmy. Czas polowań na bestie się skończył, nie wracajmy do tego.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu cichy, wymowny śmiech. Tak jak przypuszczał - wilk z Natei odbierał mu głos. Skrzyżował ręce na piersi i przyglądał się jak wilkołak wstaje z miejsca i podobnie jak on, wchodzi na środek polany i zaczyna rozglądać się po zebranych.
- Tyle że my jesteśmy bestiami, o czym najwyraźniej zapomniałeś. Tak śpieszno Ci do ludzi? Tak bardzo chcesz ich ratować? A co z nami, z Twoimi pobratymcami? Opowiadasz o rzezi i walce... I przegranej. Ja widzę silne stada, gotowe walczyć o swoje. Pazurami i kłami tak jak zawsze!
Pomruki aprobaty dało się usłyszeć z każdej strony, choć wyspiarze byli najgłośniejsi. Na taką reakcję nacejski alfa, uśmiechnął się pod nosem i rzucił zaczepne spojrzenie imperialnemu. Kolejne słowa padały z mocniejszym naciskiem, a wyglądało to tak, jakby były skierowane tylko w stronę przeciwnika.
- Dlaczego my mamy ulegać? Dlaczego znów mamy nadstawiać karku? Ta wojna nie jest przegrana. Kiedy nadejdzie czas, wykażemy się tak jak zawsze. Niech przyjdą i stawią nam czoła. Człowiek nie wygra z wilkołakiem.
Słowa Alexandre - alfy z Natei wywołały kolejną reakcję - pomruki stawały się głośniejsze, któryś z wilków zaczął wyć, inny wydawać gardłowe dźwięki podobne do warczenia.
- Kto mówi o nadstawieniu karku? Nie zapominaj o tym, że nie każdy jest wojownikiem i nie każdy chce czekać do ostatniej chwili. I tak - człowiek nie wygra z wilkiem, a my poradzimy sobie, jak zawsze... Tylko ile walk wygramy - jedną, dwie, dziesięć? Po każdej przegranej przyjdą kolejni, liczniejsi i lepiej uzbrojeni, a po nich następni. Jak długo będziemy odpierać ataki? Jak długo wytrzyma Twoje stado? W Natei, która rządzi się swoimi prawami!
- Będą walczyć, za stado i za każdego z nas.
- A jeśli polegniesz? Kto będzie walczyć za Twoją sprawę? Tam?
- O to się nie martw, znajdą się kolejni. Tylko głupcy będą próbowali wejść na terytorium wilkołaków.
- Pamiętaj, że Ci głupcy mogą Cię zalać ilością wojowników. Ile żyć jesteś gotów poświęcić, żeby się opamiętać?
- Martw się o swoich, nie o ludzi!
Alexandre warknął w stronę rozmówcy. Emocje brały nad nim górę, ale nawet nie próbował się hamować. Czara się przelała, cała dyskusja stawała się bezsensowna, a spokój Evana coraz bardziej go denerwował.
- Mówię o wilkołakach, wiesz o tym.
Odwrócił się do niego plecami, celowo prowokując i ignorując. Chciał pokazać, że argumenty porywczego wilkołaka niekoniecznie dotyczą dobra zebranych wilczych.
- Jak już mówiłem - nie musimy niczego robić już teraz. Ani dzisiaj, ani jutro. Mamy czas na to, by to przemyśleć i zrobić to z głową. Dozujmy, zacznijmy od pojedynczych jednostek - tych starszych i doświadczonych, które pokażą przed światem twarz kogoś, kto panuje nad bestią. To jak jest naprawdę... Cóż, to zostaje w naszym interesie, żeby pilnować prawdy. Nie musimy wypływać na głęboką wodę. Zacznijmy od bliskich, czy rodziny. Od osób zaufanych, o otwartym umyśle, ale upewnijmy się, że Ci, których wtajemniczymy, nie poślą nas na śmierć. Dopiero wtedy będziemy mieć świadomość jak to wygląda i ustalimy dalszy plan. Wspólnie.
Cały czas starał się o pewny ton głosu, tak by ukryć rozdrażnienie, jakie wywołało zachowanie natejskiej sfory. Niechciane myśli, jedna za drugą, torpedowały go na każdym kroku. Instynkt mówił mu, że tę walkę przegrał. Nie miał już nic więcej do powiedzenia, dlatego skinął głową szamanowi, który przewodził dzisiejszemu wiecowi i wrócił na swoje miejsce - do stada.
Szaman, wyjątkowo stary wilkołak, który cieszył się dużym szacunkiem wśród zebranych, wyszedł na środek i zabrał głos.
- Czy któryś z obecnych tu alf, czy wilków chciałby dodać coś jeszcze?
Cisza była aż nazbyt wymowna. Jak to zazwyczaj bywało, dyskusja rozbijała się pomiędzy dwie postacie, reszta robiła za tło dorzucając jedynie swoje przemyślenia, czy komentarze opowiadające się za którąś ze stron.
- W takim razie zagłosujemy, przemyślcie to, zbierzemy się ponownie o zmroku.
Przy takiej liczbie wilczych w jednym miejscu nie mogło być spokojnie. Większość próbowała, ale z marnym efektem. Powietrze drgało od nagromadzonych emocji. Ktoś rozmawiał o wcześniejszej dyskusji, ktoś chciał zapolować, ktoś rzucił się na kogoś. Co chwila trzeba było pilnować, aby nie dochodziło do gwałtownych przemian i walk. Nie w tym miejscu, nie podczas tego wiecu.
W końcu nadeszła wyznaczona godzina i zmrok, a obecne stada na nowo zebrały się w wielkiej dolinie rozświetlonej księżycowym blaskiem. Braki dało się zauważyć praktycznie od razu - głównie wśród wilków z Amarth, które tylko obserwowały rozwój sytuacji, nie wtrącając się w politykę innych. Szaman nie przedłużał, od razu wystąpił i zaczął głosowanie okraszone nerwową atmosferą.
- Kto zgadza się z tym, że czas przemyśleć wyjście z cienia, a kto jest przeciwny i chce utrzymać obecny stan?
Zapanowała idealna cisza. Wilczy zaczął od lewej, zatrzymując się spojrzeniem przy każdej z watah i twarzy ich przywódców. Odpowiedzi padały jedna za drugą, tylko dwa stada wstrzymały się od głosu chcąc pozostać neutralne - tym samym dostosowując się do decyzji, która zapadnie.
- Głosowanie dobiegło końca, decyzją większości zebranych jest... Wyjście z cienia. Wrócicie do domów, przemyślicie sprawę, by spotkać się tu w takim samym gronie i ustalić szczegóły. Gniewne, gardłowe pomruki i okrzyki gniewu zagłuszyły inne reakcje. Atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta, o ile było to możliwe.
- Tchórze! Sprowadzicie na nas wszystkich śmierć. Dożyliśmy czasów, kiedy wilk stał się psem.
Alexandre splunął z odrazą, w stronę któregoś z imperialnych wilczych. Ten od razu rzucił się na niego reagując na zaczepkę. Po kilku sekundach kotłowali się na trawie turlając się w te i wewte. Polała się krew, która zadziała niczym odpalony lont. Rozdzielenie walczących nic nie dało - jeśli wilk z imperium starał się zachować resztki kontroli, tak alfa z Natei poddał się instynktom. Nie podniósł się z kolan, jedynie przymknął oczy z uwielbieniem. Ci najbliższej stojący widzieli co się dzieje, a po chwili każdy mógł usłyszeć i poczuć zbliżającą się przemianę. Ta była szybka i gwałtowna, na pewno bolesna co dało się wywnioskować z odgłosów, jakie jej towarzyszyły. Ciało mężczyzny zmieniało się na oczach zebranych, pośród strzępów ubrania, które miał na sobie, pojawiał się potwór. Rosnąca hybryda porastała futrem, wydając z siebie raz po raz zwierzęce odgłosy. W miejscu, w którym przed chwilą klęczał mężczyzna, znajdowała się wielka bestia.
Ciemnobrązowy kolos wyprostował się, dumnie mierząc wcześniejszego przeciwnika ślepiami w kolorze brudnej żółci. Długie warknięcie i zmiana postawy były sygnałem do ataku, który miał za chwilę nastąpić. W takiej sytuacji musiał interweniować szaman, który zastąpił mu drogę.
- Pamiętaj o tym gdzie jesteś i jakimi prawami rządzą się wiece - walka jest zabroniona, żadnej krwi, żadnego zabijania. Chcesz obrazić bogów i wszystkich zebranych?
Odpowiedziało mu kolejne warknięcie, dłuższe i o niższych tonach. Wilkołak nie zamierzał odpuszczać tak jak szaman.
- Jeśli złamiesz prawo, to będzie Twój ostatni wiec. Odejdź w pokoju, uspokój się, bo zostaniesz sam na polu walki.
Hybryda wbiła gniewne spojrzenie w wilczego szamana, sekundy ciągnęły się wyjątkowo wolno, ale zdrowy rozsądek powracał. Wilkołak nie tylko toczył walkę z bestią, która chciała przejąć kontrolę i dokończyć sprawę, ale i rozważał wszystkie opcje i ich konsekwencje. Jego szczęki zatrzasnęły się na powietrzu tuż przy twarzy szamana. Jednak na tym się skończyło, bo od razu odwrócił się i ruszył w stronę pobliskich drzew, nawołując stado po drodze. To ruszyło z miejsca na rozkaz. Większość pozwoliła sobie na chwilę opóźnienia i przemianę, ale znaleźli się i tacy, którzy pognali za nim w ludzkich formach.
Pozostali wrócili na swoje miejsca, tak by zamknąć wszystkie sprawy jak i sam wiec, który ostatecznie skończył się ucztą na cześć podjętych decyzji. Następnego dnia stada ruszyły, ku swoim terenom, by zgodnie z wolą reszty, zastanowić się nad tym jak wcielić w życie dzisiejsze decyzje i nadchodzące zmiany.
Wiec był nietypowy, krótszy niż normalnie, ale był zapowiedzią czegoś większego. Mieli się spotkać po raz kolejny, za kilka miesięcy, tak by zacząć wspólnie działać.
Autorstwo wieści: Rial Cavette