W Natei wyróżnia się trzy stany: patrycjuszy, mieszczan i plebejuszy. Pierwszy z nich obejmuje wąskie, najzamożniejsze grupy mieszczan i/lub posiadaczy ziemskich. Cieszą się oni pełnią praw obywatelskich — w tym mają prawo pierwokupu nieruchomości i ziemi, mogą obejmować miejskie i państwowe urzędy, otwierać rozmaite przybytki bez uzyskania koncesji, a także prowadzić handel międzynarodowy bez zezwoleń i z preferencyjnym cłem. Mogą też liczyć na rozmaite inne ulgi podatkowe (co w praktyce powoduje, że im w Natei ktoś jest zamożniejszy, tym niższe — proporcjonalnie do swych dochodów — podatki płaci). W tej grupie znajduje się też najbardziej wpływowa część, wyodrębniającej się od niedawna natejskiej szlachty. Mieszczaństwo to stosunkowo zamożni mieszkańcy miast, zaś plebejusze to wszyscy pozostali — ubogi lud miast i wsi, który nie może liczyć na żadne przywileje. Wśród nich szczególnie słabą pozycję mają tzw. dediticii, czyli pozapaństwowcy — istoty, które przebywają w Natei, lecz nie posiadają jej obywatelstwa. Choć formalnie mają oni te same prawa, co pozostali plebejusze, to jednak w rzeczywistości niezwykle rzadko są one egzekwowane, np. gdy postać taka padnie ofiarą przestępstwa.
Tutejszy system prawny to jeden wielki bałagan. Na piśmie wygląda to jeszcze przyzwoicie; gorzej z praktyką — w tej prawo jest egzekwowane zwykle dopiero wówczas, gdy odpowiedzialne za to osoby widzą w tym dla siebie jakiś interes. Sytuacja wygląda w ten sposób na każdym szczeblu. Strażnicy miejscy działają, dopiero gdy ktoś zapewni im wartą zachodu korzyść, ewentualnie: gdy mają taki kaprys lub gdy zaniedbanie obowiązków byłoby zbyt ewidentne. Ewentualne skargi na strażników (które w ogóle mało kto składa — bo i po co) spływające do ich komendantów są zwykle wyrzucane bez czytania. Sędziowie umarzają wiele spraw „z braku dostatecznych dowodów” albo zgoła przeciwnie — skazują rozmaitych nieszczęśników mimo braku dostatecznych dowodów. Wszystko tu zależy od tego, kto przeciw komu w sądzie występuje. Odbywa się za przyzwoleniem prefeito, którzy nie życzą sobie, aby im podobnymi błahostkami zawracano głowę i jedynie dbają o to, by od czasu do czasu zorganizować jakiś pokazowy proces — najlepiej zakończony widowiskową egzekucją — aby trzymać lud w ryzach.
Na papierze mamy tu więc karę śmierci za morderstwo, zdradę czy wywołanie magicznej katastrofy. Inne poważne przestępstwa, jak brutalne pobicia, gwałty i kradzieże winny być karane publiczną chłostą a przy rażącej recydywie — wygnaniem. Pomniejsze występki mogą także skutkować chłostą, tyle że mniej dotkliwą, bądź zakuciem w dyby. Wydaje się jednak, że ulubioną karą natejskich sędziów (orzekaną również za odpowiednią opłatą od zainteresowanej strony) jest skazywanie na przymusową pracę, co w praktyce zmienia skazanego w niewolnika. Historia zna wiele przypadków, gdy wyrok taki zapadał nawet w sprawach o błahe wykroczenia lub wręcz w wyniku pomówień wobec w rzeczywistości niewinnych osób. Szansa na taki obrót sprawy jest naturalnie tym większa, im słabsza jest społeczna pozycja podsądnego.
Nie jest to zresztą jedyny przykład sankcjonowania niewolnictwa w Natei, mimo formalnego, zdecydowanie już martwego, obowiązku jego delegalizacji przez państwo. Legalne jest tu bowiem (poza wspomnianym już skazaniem na długi okres przymusowej pracy na rzecz wskazanego obywatela): spłacanie długów poprzez podjęcie się bezpłatnej służby czy też przekazanie „na wychowanie” lub „na służbę” swojego potomka, nakazywanie odbycia kilku lat bezpłatnej służby osobom, które starają się o natejskie obywatelstwo, a także „dobrowolne” podjęcie bezpłatnej służby u lokalnego możnego w zamian za jego „opiekę i ochronę”. W każdym z tych przypadków dana osoba jest zobowiązana — pod groźbą ścigania i kary — przez ustalony w tzw. kontrakcie czas przebywać w miejscu określonym przez „pracodawcę” i wykonywać zlecone przez niego obowiązki. Co więcej, „pracodawca” przyjmuje rolę jej „prawnego opiekuna”, co znaczy ni mniej, ni więcej, że tylko on w czasie trwania „kontraktu” może występować w sprawach o jej prawa. A jako że zwykle to właśnie on je łamie, interwencje tego typu są nadzwyczaj rzadkie.
Mało kogo w Natei obchodzą też zwykłe bójki czy pojedynki, jeśli tylko można uznać, że odbyły się one za zgodą obu stron. Podobnie jest z nieuczciwymi umowami — jeśliś taką przyjął, sameś sobie winien.
Tak, jak w innych państwach, istnieje tu możliwość zwrócenia się do sądu z pozwem cywilnym z tytułu zniesławienia lub oszustwa i w razie przychylnego wyroku otrzymania od skazanego rekompensaty finansowej, lub w formie pracy niepłatnej (ma się rozumieć). Kary za drobne wykroczenia wymierzane są bez udziału sądu — przez dowódcę lokalnego posterunku straży miejskiej, a na prowincji — przedstawiciela lokalnego możnego (najczęściej jego zarządcy). Sprawy poważniejsze rozstrzyga sąd, ponad którym jest jeszcze prefeito, zaś najwyższą instancją w każdym dystrykcie jest sam tetrarcha — do niego jednak kierowane są jedynie sprawy najwyższej wagi. Może on na swoim terenie podjąć dowolną decyzję dotyczącą zarówno obywatela swojego dystryktu, jak i innych dystryktów czy krajów. W praktyce jednak dotyczy to tylko osób o słabej pozycji społecznej — te bardziej wpływowe, gdy dopuszczą się występku, niemal zawsze mogą liczyć na taryfę ulgową; jeśli pochodzą z innego kraju, zwykle są po prostu przekonywane, by opuścić Nateę na jakiś czas — aż sprawa trochę przyschnie.
Każde natejskie miasto i większa osada ma swoją straż najemną, a w mniejszych osadach porządku pilnują przyboczni lokalnych możnych (co, ma się rozumieć, z pewnością nie czyni ich bezstronnymi).
Noworodki rejestruje się w ratuszu prefeito lub — na prowincji — u zarządcy lokalnego majątku. Zarządca raz na kwartał przekazuje dokumenty zarejestrowanych niemowląt do biura najbliższego prefeito, jednakże w przypadku dzieci „oddanych na wychowanie/służbę” nierzadko zdarza się, że ich dokumenty „giną w tajemniczych okolicznościach”, przez co nie mają one statusu obywatela. Formalnie przedstawienie dziecka do rejestracji jest obowiązkowe. W trakcie tej procedury otrzymuje ono dokument tożsamości i jest weryfikowane pod kątem posiadania magicznej wibracji — w miastach przez obecnego przy tym Inkwizytora, a na wsi przez Inkwizytora przybywającego do domu niemowlęcia po tym, jak zarządca dostarczy dokumenty rejestracyjne do ratusza.
W efekcie tego wszystkiego najbardziej aktywnymi przeciwnikami niewolnictwa w Natei są właśnie Inkwizytorzy. Nie znając wprawdzie ogromu jego skali, są świadomi procederu zaniechania rejestracji „oddawanych” niemowląt, a także sprowadzania do Natei nielegalnie istot różnych ras, w tym dzieci, i wcielania ich „do służby”, czyli w praktyce do niewoli. Proceder ten kwitnie zwłaszcza w majątkach ziemskich, gdyż nikt w zasadzie ich nie kontroluje. Dla Inkwizycji oznacza to, że na teren państwa mogą dostawać się istoty obdarzone magiczną wibracją — pozbawione nadzoru i możliwości szkolenia się — co stanowi duże zagrożenie. Choć oficjalnie tetrarchowie deklarują pełną współpracę z Inkwizycją w walce z nierejestrowaniem magów, w praktyce podejmują tylko pozorowane działania mające być dowodem ich dobrej woli.
Natea jest otwarta na nowych mieszkańców, gdyż gospodarcza prosperita oznacza popyt na ręce do pracy. Mile widziane są tu i postacie z wyższych sfer, pragnące zainwestować w jakieś interesy, i te, mające konkretny fach w ręku, jak i te niewykwalifikowane, poszukujące zwykłej pracy najemnej. Ma to jednak swoją ciemną stronę — przybysze, którzy nie zadbają należycie o swoje bezpieczeństwo, lub po prostu nie mają takiej możliwości, często wpadają w pułapkę niewolnictwa.
Formalnie, by uzyskać obywatelstwo, należy złożyć wniosek w najbliższym ratuszu, następnie — po jego rozpatrzeniu — odebrać oficjalne pozwolenie na pracę i zatrudnić się w dowolnym miejscu na okres minimum trzech lat. Po upływie tego czasu (lub dłuższego — w razie konieczności) należy ponownie zgłosić się do biura prefeito z dokumentami potwierdzającymi, iż przez trzy lata odprowadzało się stosowne podatki. O ile dana postać nie była w międzyczasie karana za poważne przestępstwo, to wystarczy, by nadać jej obywatelstwo. W praktyce wygląda to jednak znacznie mniej różowo. Do urzędników niełatwo się dostać, otwarte sprawy ciągną się długie miesiące, dokumenty potrafią „zaginąć” no i, oczywiście, nie ma co w ogóle zaczynać całej procedury bez wręczenia stosownej łapówki.
Rzecz jasna, z przybyszami cechującymi się zamożnością i szlachetnym pochodzeniem jest zgoła inaczej — dla nich w każdym ratuszu zoganizowane jest osobne biuro przypominające luksusowy salon, gdzie po uprzednim umówieniu się przyjmuje ich — w dogodnym dla nich terminie — osobiście sam prefeito. W tym wypadku standardowa procedura obejmuje uprzejmą pogawędkę, wykwintny poczęstunek oraz mały, grzecznościowy „prezent” dla prefeito. Następnie ten ostatni osobiście wpisuje ich do rejestru „wnioskujących patrycjuszy”, co nie daje im jeszcze prawnych przywilejów, ale pozwala na prowadzenie dowolnych interesów na natejskiej ziemi. Wnioskujący stanie się pełnoprawnym obywatelem i patrycjuszem w chwili, gdy poczyni w Natei jakąś większą inwestycję w nieruchomości (np. kupi majątek ziemski, miejską rezydencję lub przynajmniej kilka kamienic). Warto dodać, że na podobnej zasadzie patrycjuszem może zostać dotychczasowy natejski plebejusz, który istotnie się wzbogacił. Zdarza się to jednak rzadko.
Przez wieki w Natei nie funkcjonowały tytuły szlacheckie — za najwyższe wyróżnienie starczyła przynależność do patrycjuszy, a miarą potęgi jednostki czy rodu były raczej ich nieformalne wpływy niż formalna pozycja społeczna. Współcześnie jednak część natejskich możnych — zwłaszcza ci, którzy lubią zadawać szyku za granicą, zapragnęła także móc wykazać się tytułem szlacheckim, aby z zagranicznym jaśnie państwem być jak równy z równym. Doprowadziło to do uruchomienia oficjalnego procederu nadawania (a de facto — sprzedaży) tytułów szlacheckich. Wystąpić o to można wyłącznie w biurze tetrarchy, a wniosek musi zawierać dane dotyczące majętności danej osoby oraz historię jej rodu. Na podstawie wniosku upoważniony urzędnik dokonuje oceny, czy szlachectwo można przyznać, a jeśli tak, to jaki tytuł będzie odpowiedni. Możliwe do uzyskania tytuły są dwa: Marquês (Markiz bądź Markiza) oraz Barao (Baron, bądź Baronessa). Po decyzji urzędnika zainteresowany otrzymuje zawierające ją oficjalne pismo, w którym umieszczona jest też informacja o kwocie, jaką należy uiścić do skarbu dystryktu. By zostać Markizem, zapłacić trzeba iście bajońskie sumy; tytuł Barona jest istotnie tańszy, ale jednocześnie znacznie mniej prestiżowy. Następnie pozostaje już tylko wnieść rzeczoną opłatę, przekazać stosowny prezent na ręce tetrarchy i już można odebrać świeżutkie papiery potwierdzające szlacheckość petenta z dziada pradziada. Gdy osoba z danego rodu uzyska tytuł szlachecki, automatycznie otrzymuje go także jej małżonek i potomstwo z prawego łoża. Ród zostaje obciążony stosownym podatkiem opłacanym na rzecz dystryktu co dekadę, aby móc nadany tytuł utrzymać.