Asylum, Zjednoczone Amarth
Elficka stolica swą wielkością, architekturą oraz pięknem, była i wciąż jest dumą Zjednoczonego Amarth. W największym mieście tętniło życie, dosłownie i w przenośni. Mrowie mieszkańców. Handel. Rozwój kultury, sztuki i nauki. Duży nacisk kładziono właśnie na edukację, a w szczególności wiele uwagi poświęcano magom i kwestiom magicznym. Jednak wszystko ma dwie strony medalu, jasną i tą ciemniejszą. I jak często bywa, historia miasta skrywa w sobie tajemnice...
Nie licząc skrybów pracujących w siedzibie Najwyższej Rady Oświeconych mających pieczę nad kronikami oraz jedenastu panujących w danym czasie Areontów, nikt nie posiada najstarszej zachowanej wiedzy, że te olśniewające bielą, mithrilem i bujną zielenią miasto jest wybudowane na ruinach starożytnej cywilizacji. Będąc bardziej precyzyjnym... Elfy, które pojawiły się w Fallathanie i postanowiły osiąść właśnie w tym miejscu, około roku 6600 p.n.e odkryły tajemnicze ruiny wraz z podziemnym przejściem. Nikt nie wiedział, co to za ruiny, jaki był tam budynek, jak daleko w głąb ziemi sięga sieć korytarzy, kto je wybudował, jakie są duże, jaki mają zasięg pod miejscem, gdzie założyły osadę nazwaną Asylium. Osada ta w przyszłości stanie się jedną z najpotężniejszych aglomeracji miejskich skupiających wiele istnień — Asylum. Oczywistym było, że Elfy postanowiły zbadać te ruiny. Podzielili się na cztery grupy i podjęli się misji eksploracji podziemi. Z tych czterech grup tylko trzy powróciły. Pomimo licznych prób odnalezienia zaginionych, nie odnaleziono ani ciał, ani kości, ani najmniejszego po nich śladu. Nawet najlepsi magowie spośród nich nie odkryli śladów użycia magii. Musieli pogodzić się z utratą towarzyszy i opłakać ich śmierć, bowiem jakiś czas później uznano ich oficjalnie za zmarłych.
Katakumby tworzyły specyficzny labirynt, w którym było wiele różnych pomieszczeń, większych, mniejszych, w zależności od poziomu. Rzecz jasna natrafili tu na wiele pomniejszych stworzeń i bestii, zaczynając od szczurów, poprzez Szczurodyle, skończywszy na Stukoszczękach. Na szczęście udało im się te stwory pokonać i odkryć miejsca, w których były dziwne ryty, znaki, symbole — najpewniej ślady po poprzednikach, tych, co wybudowali te katakumby. Mieli dowody na to, że ktoś tu był przed Elfami, przed Ludźmi... tylko kto? Wybrana trójca Elfów z Królestwa Ishantry, Królestwa Aoshett i Królestwa Dionesth —f przedstawiciele najzacniejszych i najstarszych rodów byli protoplastami Najwyższej Rady Oświeconych, pierwszymi Areontami. To oni właśnie musieli podjąć decyzję, co zrobić z tymi ruinami. Padło kilka propozycji, ale nawet cechujące się mądrością Elfy musiały dokonać wyboru i na coś się zdecydować. Jedna z propozycji była za opuszczeniem tego regionu i zniszczeniem wejścia do podziemi. Druga, że warto zaadaptować pierwsze piętro podziemnych korytarzy pod kanały Asylium, a drugie i trzecie potraktować jako lochy. Przejście do niższych poziomów, których ilość pozostawała tak naprawdę niezbadaną tajemnicą odgrodzić bramą zabezpieczoną magią. Podjęto się głosowania. Dwoma głosami zdecydowano, że wykorzysta się te ruiny i podziemia. Za głosowaniem przeważyła dogodna lokalizacja pod stolicę kraju, a Elfy złaknione wiedzy, nie były skore do niszczenia tajemniczego dziedzictwa, mając nadzieję, że kiedyś dokładnie je zbadają i dowiedzą się czegoś więcej o wymarłej rasie.
Od tamtego odkrycia minęło kilka tysięcy lat. Tak jak zaplanowano, pierwszy poziom podziemi zaadaptowano pod kanały. Coraz bardziej rozwijająca się stolica, wraz z napływem ludności wymagała kanałów miejskich. Tym bardziej, że Elfom zależało na tym, by w mieście na ulicach nie cuchnęło uryną, a wonią licznie tu posadzonych kwiatów i drzew. Drugie i trzecie piętro zgodnie z ustaleniami pełniło rolę lochów. Elfy wzmocniły kamienne filary i stropy magią, ale nic ponadto. Nie chciały w żaden sposób zmieniać pod elficką modłę tego więzienia. Bramę do głębszych poziomów zamknięto i zapieczętowano. Generacja protoplastów nie mogła żyć wiecznie, a przekazy ustne zaginęły w odmętach dziejów. Wielu Elfów pamiętających o prapoczątkach zginęło podczas Wielkiej Destabilizacji Magii. Gdyby nie zapiski w ocalałych kronikach, do których dostęp mają Radni oraz nieliczne grono skrybów, którzy musieli składać przysięgę dochowania tajemnicy, nie przetrwałaby wiedza o tamtych zamierzchłych czasach i odkryciu ruin. Elfy w dużej mierze skupiły się na rozwoju miasta, ekspansji, by finalnie przetrwać Wielką Destabilizację Magii oraz zjednoczyć jedenaście krain, które tworzą obecne Amarth. O lochach mało kto rozmyślał. Do czasu... kiedy do Asylum, w miesiącu Naqarion 1375 roku, postanowiono przetransportować 198 pojmanych kultystów. Jednego dnia lochy rozbrzmiały echem bardzo wielu skarg, przekleństw, nawoływań o uwolnienie... A przede wszystkim echem niewyobrażalnego bólu...
Ciemność w lochach była dominująca. Jedynym źródłem światła są słabe, migotliwe płomienie pochodni osadzonych przy kamiennych ścianach w specjalnych uchwytach wykutych w żelazie lub brązie i poświata bijąca od świec. Ciemność jest tak głęboka, że rozstawione co kilkadziesiąt metrów lampy i latarnie oliwne palą się z trudem, rzucając jedynie niewielkie skupione kręgi światła. Wydawać by się mogło, że ściany lochów są wykonane z mrocznego kamienia, który pochłania światło. Jednak to nic innego jak gra światła i mroku, mylne wrażenie. Podobnie jak można było odnieść wrażenie, że w ciemnych zakamarkach czają się bestie i demoniczne istoty, gotowe wyrwać się na wolność przy pierwszej nadarzającej się okazji. Katakumby były na wskroś przesiąknięte uczuciem zagrożenia, jakby mrok i ściany same miały dusze, które patrzą na każdy ruch intruza.
Silny, butwiały i wilgotny zaduch odczuwalny jest tu od razu. Uderza w płatki nosa przykrą, stęchłą wonią. Tego zapachu nie da się stąd wyplenić. Przenika wszystko. Wzdłuż ścian rosną sinawe glony, które podkreślają wilgotny i zapomniany charakter tego miejsca. W powietrzu wyczuwalna jest też nieprzyjemna woń krwi, gnijących resztek pożywienia i fekalii. Gdzieniegdzie można natrafić na stare i zatarte symbole oraz pisma, które niegdyś mogły być używane w rytuałach lub zaklęciach. Ciężko było to jednoznacznie stwierdzić, ale takie śmiałe tezy z łatwością przychodziły na myśl. Czasami można dostrzec na ścianach freski przedstawiające sceny z nieznanych więźniom przerażających mitów i legend. Katakumby pod Asylum były jednocześnie przerażające, ale i fascynujące. Ściany, sufit i podłoga lochów były wykonane głównie z kamienia. Materiały te zapewniały solidność i trwałość więziennej konstrukcji, ale również nadawały licznym pomieszczeniom katakumb mroczny i surowy wygląd. Na podłodze leżą cienkie warstwy wilgoci i szlamu, sprawiające, że każdy krok jest trudny i śliski.
Echo kroków i szmerów w korytarzach oraz pomieszczeniach wzmaga uczucie izolacji i bezsilności więźniów, sprawiając, że można się tu czuć zupełnie odciętym od reszty świata. W tle słychać nie tylko popiskiwania szczurów, ale przede wszystkim jęki i skomlenia więźniów, którzy już zapomnieli, czym jest światło Solimusa... a odgłosy kropli wody kapiących z sufitu są niemal nieustające, wprawiając ludzi w stan ciągłego napięcia. To właśnie tu mieści się szereg małych cel z solidnymi, żelaznymi kratami. Szanse na ucieczkę realnie oceniając były stąd praktycznie niemożliwe.
W niektórych celach były drewniane prycze, ale w zdecydowanej większości cele były pozbawione wszystkiego za wyjątkiem łańcuchów i wiader na szczyny. Te ostatnie były zapodane tylko i wyłącznie dlatego, że wchodzący po więźniów strażnicy nie mieli najmniejszego zamiaru taplać się w gównie osadzonych. Sale „przesłuchań” różniły się wielkością, ilością kolumn czy detalami, ale w każdej były podobne elementy.
Nie brakowało centralnie usadowionych krzeseł czy kamiennych „foteli”, łańcuchów, zwisających klatek, czaszek i innych kości by już na wstępnie obniżyć butność u zeznających. Na ścianach sal tortur wisiały haki, na których były umieszczane „narzędzia perswazji”. Na stołach były także narzędzia tortur m.in. cęgi, szczypce, pejcze, metalowe gruszki czy metalowe „tarantule”, służące do rozszarpywania ciała. Nie brakowało tu też zwykłych drewnianych beczek z wodą, w których podtapiano więźniów, uniemożliwiając im normalne oddychanie. Była to akurat jedna z najłagodniejszych tortur, ale dla bardzo strachliwych i słabych osobników skuteczna. Sale tortur są miejscem straszliwym, pełne krzyków, krwi i cierpienia. Ofiary były i są torturowane w sposób bestialski, często doprowadzane do skrajnych cierpień fizycznych i psychicznych, lecz taka była rola katów.