W ostwaldzkich żyłach płynie piwo i kiełbasa — Otho
By zrozumieć kraj, trzeba ponoć poznać jego kuchnię. Wszak od żołądka do serca, a przy wspólnym posiłku najlepiej poznaje się kompanów. Ostwaldczycy to z kolei lud praktyczny, więc jeżeli coś uprawiają bądź hodują, na pewno pojawi się to na stole, wykorzystane w każdy możliwy sposób. Kraj może nie słynie z magii czy specjalnie pięknej architektury, ale trudno nie zakochać się w jego pełnej smaku, tłustej i sycącej kuchni, idealnej do solidnego kufla piwa, kubka miodu pitnego czy kielicha gorzałki. Jedynie Elfy mogą poczuć się zupełnie pominięte, bo ciężko jest w Ostwaldzie o bezmięsne przysmaki.
Golonki, szynki, placki z mięsem, ryby, sery (często owcze); pieczone, smażone i duszone warzywa korzeniowe, ostwaldzka polewka, a wszystko to przyprawione chrzanem. Niejeden stół ugina się pod naporem kolejnych mis i talerzy, pełnych jedzenia dla prawdziwych głodomorów.
Jadłospis każdego regionu uzależniony jest przede wszystkim od dostępności produktów. Próżno szukać na ostwaldzkich stołach egzotycznych przypraw czy świeżych owoców. Podobnie z wołowiną, którą jada się raczej z musu, gdy krowa mleczna padnie, bowiem nie ma na terenie Ostwaldu krów mięsnych.
- Wieprzowina — Ostwald pełen jest hodowli świń i chociaż wielu Imperialnych urąga Ostwaldczykom, że to lud świniopasów, żaden mieszkaniec tego kraju nie przejmie się zbytnio podobnym określeniem. Ostwaldczycy kochają wieprzowinę i przyrządzają ją na każdy możliwy sposób. Nic też nie może się zmarnować. Boczki, pieczone czy wędzone, golonki, kiełbasy, duszone policzki, obsmażane języki. Dla kości, racic czy podgardla też znajdzie się zastosowanie (jak na przykład w ostwaldzkiej polewce). Ostwaldzkie świnie są na tyle tłuste, że smalec i słonina z nich są podstawowym źródłem tłuszczu, używanymi tak do smażenia, jak i wyrobu ciast. Najbardziej dumni są Ostwaldczycy z szynek. Pozbawione kości nogi dojrzewają miesiącami, wisząc na hakach, np. pod powałą. Nie dość, że metoda pozwala konserwować mięso, to czyni je nad wyraz delikatnym i smacznym. Jada się również soloną wieprzowinę, która, inaczej niż wołowina, nie twardnieje tak przechowywana. W kryzysowych warunkach można ją nawet jeść „prosto z beczki”, dalej surową. Często czynią to żołnierze, wyczerpani marszem.
- Drób — drób w Ostwaldzie gęsią i kurą stoi. Kaczki traktowane są jak dzikie ptactwo, a popularne głównie w Nowym Chatai, Letzten i na południu Talkensburga, gdzie występują większe jeziora. Indyka praktycznie nie uświadczy się na ostwaldzkim stole. Kury hoduje się głównie dla jaj (chociaż oczywiste jest, że nikt kurą na stole nie wzgardzi), lecz gęś może trafić już na świąteczny stół, najczęściej w towarzystwie pieczonych jabłek czy gruszek.
- Ryby — stanowią bardzo ważną część jadłospisu Ostwaldczyków. Liczne rzeki i jeziora są doskonałym źródłem ryb słodkowodnych. Dominuje sum, okoń i płoć, chętnie jadane są także raki słodkowodne. Z ryb morskich: dorsz, śledź i łosoś (ten poławiany również w rzekach, z uwagi na wędrowny tryb życia), goszczące na stołach mieszkańców wybrzeża. Pasztet z wątróbek dorsza uchodzi za przysmak rybaków.
- Baranina, jagnięcina, koźlina – owce hodowane są w całym kraju, przeważnie na północy. Kozy — głównie w górskich rejonach. Mleka obydwu gatunków używa się do wyrobu serów (których różnorodność zdumiewa, a każda wieś ma własne receptury), mięso zaś trafia na stół. Z uwagi na wełnę, owce trzyma się zwykle jak najdłużej. Z tego powodu jagnięcina jest przysmakiem rzadkim i raczej dla bogatszych.
- Warzywa korzeniowe — marchew, pietruszka, burak, seler, a zwłaszcza cebula. Jeśli coś rośnie w ziemi, Ostwaldczycy z chęcią to zjedzą. Szczególnie marchew i cebula rozgościły się na stołach w kraju. W zupie, pieczone czy smażone. Jako dodatek do mięsa bądź osobno. Nigdy jednak surowe, jeżeli tylko jest czas je przyrządzić. Czosnek, koper i chrzan to z kolei najczęściej spotykane w Ostwaldzie przyprawy. Doskonałe do mięs, dodają wyrazistości każdemu z dań.
- Ziemniaki — ziemniak wyrośnie wszędzie. I stanowi doskonałe pożywienie, jakie długo może leżeć w (nomen omen) ziemiance, czekając na użycie. Ostwaldczycy najbardziej lubią pieczone ziemniaki lub smażone placki ziemniaczane. Mąka ziemniaczana również jest wykorzystywana. Nic, co jadalne, nie może się zmarnować.
- Owoce — Ostwaldczyk nie będzie wybrzydzać i jaki owoc mu wyrośnie, taki zje. Na większą skalę nie uprawia się zbyt wielu gatunków. Niewielka ilość winogron idzie na wino (niezbyt dobrej jakości), jada się zaś głównie jabłka i gruszki, uprawiane w licznych, przydomowych sadach. Owoce dodaje się do ciast i mięs oraz produkuje z nich cydr. Na stole pojawiają się najczęściej upieczone. Jednym z najpopularniejszych deserów jest szarlotka (Apfelkuchen).
- Kiszonki – kiszona kapusta i ogórki ZAWSZE się znajdą. Ponoć Ostwaldczycy stronią od magii, ale te dwie rzeczy potrafią wyczarować z powietrza w najbardziej kryzysowym momencie. Proces kiszenia jest niezwykle prosty. Wystarczy kapusta bądź ogórki, woda i sól. Dodanie kolejnych przypraw wzbogaci smak przetworów, ale nie jest konieczne. To jeden z niewielu specjałów ostwaldzkich, jakie elfie żołądki mogą zdzierżyć. Najpopularniejszym daniem z użyciem kapusty jest bigos, je się ją również jako surówkę. Ogórki służą jako dodatek do mięs (na zimno i ciepło) oraz idealna zakąska do wódki.
- Ciasta – tradycyjnym tłuszczem używanym do wyrobu ciast w Ostwaldzie nie jest masło, a smalec. Czyni to wypieki niezwykle kruchymi, ale i w oczywisty sposób nienadającymi się do spożycia przez elfy. Placki i ciasta z mięsem są niezwykle popularne, szczególnie te zawierające w sobie piwny gulasz wieprzowy. Słodkawe, kruche, pachnące chmielem — goszczą na niejednym stole, a i można je zapakować w koszyk czy tkaninę, zabierając w podróż.
- Chleb — chleb musi być. Najczęściej pieczony w liściach chrzanu, chociaż każda gospodyni ma swój sposób. Zazwyczaj ciemny, często z dodatkiemi ziaren. Popularny i typowy dla kraju jest komiśniak (Kommißbrot). Jeżeli bywa posmarowany, to smalcem bądź tłuszczem po mięsie.
- Piwo — Ostwaldczycy kochają piwo. Zimne, grzane, z żółtkiem i miodem, ciemne, jasne. Rodzaj posiłku nie ma znaczenia, piwo musi być. Ostwaldzkie nie jest mocne, ale dobrze chmielone, dzięki temu dłużej zachowuje świeżość.
- Miód pitny — głównie trójniaki i czwórniaki. Miód do najtańszych nie należy, dlatego zwykle jest rozcieńczany, aby uzyskać więcej trunku. W niejednej wsi mieszka pszczelarz, odpowiedzialny również za produkcję trunku.
- Gorzałka — inaczej sznaps: wódka, bimber czy inny mocny alkohol po wielokrotnej destylacji. Żeglarze ostwaldzcy będą tak nazywać wszystko, co pali w gardle. Trunek pija się zwykle na zakończenie posiłku czy przy wyjątkowym spotkaniu. Na co dzień Ostwaldczycy wolą raczyć się (i upijać) piwem.
- Wino — wino jest, ale takie sobie. Często kwaśne. Zwykle mieszane z wodą, zwłaszcza tą w podróżnych bukłakach, żeby ją odkazić. Większe winnice (głównie na południu kraju) są rzadkim wyjątkiem od reguły.
- Cydry — jabłkowy i gruszkowy, dość popularny. Szczególnie w gorące dni. Często służy do „zaprawienia” wody pitnej. Dla mieszkańców Ostwaldu jest to bardziej napój niż „prawdziwy” trunek. Najczęściej pijany lokalnie, rzadko bowiem handluje się nim na terenie Ostwaldu, chyba że sam producent chce sprzedać wyrób w mieście.
W Ostwaldzie można znaleźć wiele oryginalnych przepisów, nic jednak nie jest tak rozpowszechnione i nie oddaje lepiej ducha tutejszej kuchni niż ostwaldzka polewka, zwana „świńskim mlekiem”.
Jest to długo gotowany wywar na świńskich nogach, kościach i innych nieszlachetnych częściach wieprzowiny. Ze względu na czas przygotowania, robi się go zwykle późną jesienią bądź zimą, nad wiecznie płonącym paleniskiem lub piecem grzejącym chałupę. W zależności od umiejętności kucharza, posiada barwę od szarawej po mlecznobiałą. Jest to zupa tłusta, bogata w kolagen tak bardzo, że już w chłodnym pokoju zmieni się w galaretę. Ze względu na możliwość wykorzystania „odpadów”, może pojawić się w różnej formie na niemal każdym stole, zarówno chłopskim, jak i pańskim.
Przepis na świńskie mleko:
Gdy dzień chłodny a chłopom i dziatwie marzną już dłonie, czas dobry na świńskie mleko. Jeżeli czas masz, a noce zimne, wieczorem włóż do wielkiego gara dwie stopy świni, solidne kości z niej i zalej wodą na noc, zostawiając w chłodnej ziemiance. Tako zrób, tym bardziej, jeśli musisz na solonej świninie je zrobić, coby soli się pozbyć. Rankiem wodę wylej do końca, czerwoną od krwi, a potem zalej mięso i kości znów. Wstawże na ogień, kiedy świta, i wody dolewaj lub śniegu białego (nie żółtego!) wrzucaj, gdy ta paruje. Dodaj do niej pas słoniny lub podgardla świni, coby zupa tłustsza była. Gdy tylko się gotuje, a ty czas masz, szumowiny zbieraj z góry i wyrzucaj ciągiem. Nie daj żadnej na dno spaść, bo zupa, miast biała, szara się zrobi. Gotuj śmiało, w chałupie ciepło ma być, a zupa kipieć winna cały czas. Kiedy słońce się chyli już, dorzuć do gara marchew obraną, cebulę w pół uciętą, główkę czosnku wymytą z ziemi, na pół rozciętą, jak i palec obranego chrzanu. Gdy słońce zajdzie, a chłopy wracają, wywar ten zlej do innego gara, uważając, żeby kości i warzyw nie przelać. Podawaj z kluskami i warzywami, co się gotowały, a jak chłopy głodne będą, daj im kostki ze skóry i mięsa ogryźć, gdy wystygną. Ty zaś wystaw gar do ziemianki, przykryty dobrze. Taka zupa jak galareta będzie i służyć ci i przez tydzień może, póki na zimnie trzymasz. Wykrawaj porcje, nad ogniem zagotowuj i podawaj głodnym z kluskami i warzywami nowo ugotowanymi.